Rozdział II


     Miesiąc minął szybciej, niż się spodziewała. Nawet nie zauważyła, kiedy był piątek. Na samą myśl, że jutro miała udać się na bankiet, przewracało jej się w żołądku. Nie lubiła takich przyjęć. Czuła, że tam nie pasuje. Nieprzyjemny wzrok arystokracji sunął po jej ciele z pogardą. Pocieszał ją jedynie fakt, że Nick wyjechał w delegacji i mogła spokojnie udać się na bankiet. Gdyby tu był.. Wolała nie myśleć, jaką cenę zapłaciłaby za pojawienie się tam. Nie byłaby sobą, gdyby nie zauważyła, że sprawy z narzeczonym zdawały się poprawić. Głownie powodem tego była jej potulność, ale nie zmieniało to jednak faktu, że siniaki, które jej zaserwował miesiąc wcześniej, znikły prawie całkowicie. Jej skórę pokrywały już nieliczne rany, których i tak nikt nie był w stanie dostrzec pod sukienką, którą kupiła. Głupio było jej przyznać, ale głównym powodem tak świetnych stosunków między nimi był Malfoy. Od tamtej nocy śnił jej się coraz częściej. Zazwyczaj robili coś zwyczajnego, nie mającego znaczenia. Siedzieli pod drzewem nad jeziorem rozmawiając, lub leżeli na kocyku, na pięknej łące, po prostu wpatrując się w siebie. Przełomem był sen, w którym Draco nachylił się nad nią i pocałował. Delikatnie i krótko, jednak wystarczająco, by czuła jego wargi po przebudzeniu, zupełnie jakby naprawdę ją pocałował. Myśli o Malfoy’u pomagały jej przetrwać. Gdy czuła na ciele brutalny dotyk Nicolas’a, pod zaciśniętymi powiekami widziała blondyna, który obchodził się z nią jak ze szkłem. Łapczywe pocałunki, zastępowały jej delikatne muśnięcia. Raz musiała się nawet powstrzymać, by nie wykrzyknąć imienia znienawidzonego Ślizgona. To wszystko wymykało się spod kontroli i Hermiona doskonale o tym wiedziała. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, ale nie potrafiła po prostu wyrzucić arystokraty z głowy. Na szczęście udało jej się to w ostatnim tygodniu. Była zbyt zabiegana, żeby myśleć o blondynie. Zajmowała się przygotowaniem całego przyjęcia. Wybierała kwiaty, zamawiała jedzenie i załatwiała kapelę. Dwadzieścia cztery godziny dzieliły ją od odkrycia tajemnicy. Kim był tajemniczy zastępca Malcolm’a?
     Wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik. Dopilnowała, aby kwiaty były świeże, a dania dokładnie takie, jakie wybrali. Sprawdziła jeszcze raz dekorację i z zadowoleniem przyznała, że wszystko było gotowe. Westchnęła, wychodząc z dużego budynku, w którym miał się odbyć bankiet. Otuliła się mocniej płaszczem. Było jeszcze dość chłodno, jak na kwiecień. Powoli przemierzała londyńskie ulice. Do przyjęcia miała jeszcze kilka, dobrych godzin. Nie chciała tam iść, ale niestety nie miała wyboru. Mus to mus.
     Weszła na wielką salę i nie potrafiła powstrzymać nikłego uśmiechu. Musiała przyznać, że takie bankiety miały w sobie jakiś urok. Odebrała od młodego kelnera kieliszek szampana i stanęła na uboczu. Wzrokiem wodziła po tłumie ludzi, próbując znaleźć w nim Malcolm’a. Gdy tylko jej się udało, ruszyła szybko w jego kierunku, przeciskając się między rozmawiającymi grupkami.
-         Hermiona! – zawołał z uśmiechem Strafens. Kobieta odwzajemniła gest, podchodząc do szefa. – Już myślałem, że się nie pojawisz.
-         Jakże bym mogła! – odparła, oburzona. – Przecież mówiłeś, że obecność obowiązkowa.
-         O! I to właśnie, panowie, wzorowa pracownica. – rzucił w stronę kolegów, z którymi stał. Grupka mężczyzn zaśmiała się serdecznie, po chwili witając brunetkę. Rozmawiali spokojnie, gdy jakiś młodzieniec podszedł do Malcocm’a i poinformował go, że już czas. Staruszek skinął głową i wskazał Hermionie drogę. Nie protestowała, ani o nic nie pytała, tylko ruszyła we wskazanym kierunku. Zaraz się okazało, że zaprowadził ja do stolika. Odsunął jej krzesełko i poinformował, że zaraz wróci. Chwilę siedziała z żoną Strafensa, jego siostrą i szwagrem, zastanawiając się, gdzie polazł jej szef. Obiecała sobie, że go zabije za zostawienie samej sobie. Owszem, lubiła Juliette, jego małżonkę, z wzajemnością, jednak czuła się dziwnie niezręcznie w tym, bądź, co bądź, starszym towarzystwie. Gdy już miała wstać, niby to mówiąc, że idzie do toalety, głos zabrał dobrze jej znany staruszek, stojący na podeście.
-         Witajcie przyjaciele. – odezwał się z szerokim uśmiechem. – Jesteśmy tutaj by świętować. Założę się, że moje odejście będzie ulgą, dla połowy z was. – zażartował, a po sali rozległy się śmiechy. – Ale nie martwcie się, nie pozbędziecie się mnie tak szybko! – zwołał wesoło. – Chciałem was zapewnić, że mój zastępca, będzie doskonałym, rozsądnym szefem. Ufam mu, jak nikomu innemu, więc i wy bez wahania możecie mu zaufać. – mówił, a Hermiona przyglądała mu się z zainteresowaniem. Kiedy w końcu go przedstawi!? – Jest to człowiek rozsądny, godny tego stanowiska i całkowicie kompetentny. Wniesie do firmy wiele dobrego, a przede wszystkim, młode podejście. – uśmiechnął się. – Z tego miejsca chciałbym przywitać w firmie mojego zastępcę i przyjaciela. – zrobił dramatyczna pauzę i odwrócił się gdzieś w stronę „kulisów”. Uśmiechnął się i nachylił nieco nad mikrofonem. – Panie i panowie, Draco Malfoy! – dodał jeszcze, a potem zza kotary wyszedł blondyn. Zdrętwiała, nogi jej zmiękły. Oczy przypominały, co najmniej zakrętki od słoików, a usta ułożyły się w literkę „O”. Nie mogła w to uwierzyć! Prawie w ogóle nie słyszała aplauzu, nie widziała, jak wszyscy podnoszą się z miejsc. Siedziała, wpatrzona w Malfoy’a, jakby była zaklęta. To nie mogło się dziać naprawdę. Blondyn uśmiechał się lekko, kłaniając się. Wpatrywała się w jego wysportowane, opięte w idealnie dopasowany garnitur, ciało. Włosy miał krótkie, tak samo jasne jak niegdyś, choć teraz trochę bardziej roztrzepane. A oczy? Oczy były takie jak w każdym z jej snów. Jasnoniebieskie, niemalże szare. Tylko teraz brakowało w nich ciepła, jakie zawsze dostrzegała. Oprzytomniała, gdy arystokrata podszedł do mikrofonu. Wszyscy usiedli, czekając na to, co ma do powiedzenia. Wiedziała, że ludzie nie będą zadowoleni z takiego szefa. Klaskali, bo tak nakazywało dobre wychowanie. Bynajmniej, nie cieszyli się, aż tak bardzo.
-         Dziękuję, dziękuję bardzo. – odezwał się, a jej serce mocniej zabiło. Jego głos był aksamitny, pociągający, z lekką chrypką. Czuła, że robi się jej gorąco. Przypomniały jej się wszystkie sny, każdy po kolei. Pamiętała, jak szeptał jej zmysłowo do ucha. Odwróciła od niego wzrok, choć niewiele to dało. – Wiem, że nie zastąpię Malcolm’a. Któż byłby w stanie? – powiedział, uśmiechając się do staruszka. Nie tak, jak wcześniej. Tym razem gest był prawdziwy, z głębi serca. – Mam nadzieję, że praca z wami będzie udana, że znajdziemy nić porozumienia i sprawimy, żeby ten oto tutaj – wskazał na Strafens’a. – Był z nas dumny. Dziękuję bardzo za przybycie. – dodał jeszcze, a potem przytulił lekko siwego mężczyznę. Chwilę później znikli ze sceny, a po pomieszczeniu rozległa się przyjemna, spokojna muzyka. Muzyka tak różna od tego, co działo się w głowie panny Granger. Chaos, istny chaos i nieład. Miała ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie. Jak najdalej od nowego szefa, jak najdalej od tego wszystkiego. Niespodziewanie do stolika wrócił Malcolm wraz ze swoim następcą. Jej serce ponownie zaczęło walić, jak oszalałe. Nie była gotowa!
     Malfoy czule przywitał Juliette, uśmiechając się do niej szeroko. Potem, chwilę zajęła mu siostra Malcolm’a, Elizabeth i jej mąż, Robert. Hermiona wstała ze swojego miejsca, czekając na najgorsze.
-         Draco, a teraz chciałbym ci przedstawić najlepszą i najwspanialszą sekretarkę, o jakiej każdy prezes może tylko pomarzyć. – powiedział Strafens, a brunetka mimowolnie się uśmiechnęła. Blondyn odwrócił się w stronę dziewczyny i zamarł w bezruchu. Stała przed nim olśniewająca kobieta, która była złudnie podobna do kogoś, z jego przeszłości. Brunetka o orzechowych oczach i niebanalnej urodzie, wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zlustrował ją wzrokiem. Była posiadaczką szczupłej figury, którą podkreślała kremowa sukienka przed kolano z długimi rękawami i niedużym dekoltem. Choć na nogach miała wysokie, czarne szpilki, była o wiele niższa od niego. Powrócił szybko do jej twarzy, próbując sobie przypomnieć, kimże jest ta piękna postać.
-         Draco Malfoy. – powiedział z lekkim uśmiechem, wyciągając do niej dłoń. Zmarszczyła brwi, ale podała mu rękę, którą ucałował.
-         Zgrywasz się? – spytała, obserwując go.
-         Słucham? – zamrugał, nie rozumiejąc, o co może chodzić owej piękności.
-         Pytam się, tłumoku, czy się zgrywasz? – powtórzyła ostrzej. Zmarszczył brwi. Gdzieś już słyszał ten głos. Widział też te oczy. Ciemne, ciskające w niego piorunami.
-         Przepraszam, mam wrażenie, że skądś panią znam, ale nie pamiętam dokładnie skąd. – przyznał. Zaśmiała się, odwracając na chwilę wzrok.
-         Ty naprawdę nie pamiętasz? – bardziej stwierdziła niż zapytała, ale mimo to skinął głową. – No cóż, to pozwól, że ci przypomnę. – odparła, zbliżając się do niego. – Nie uwierzę, że zapomniałeś, jak bardzo zmieniłeś moje życie w piekło. Aż tak mało dla ciebie znaczyłam? Myślałam, że byłam czymś w twoim życiu. Choćby niechcianym epizodem, szlamą, którą trzeba było podręczyć. – powiedziała oschle. Wytrzeszczył na nią oczy, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Przyjrzał się jej jeszcze raz, tym razem uważniej. Faktycznie, miała w sobie coś z tej dziewczyny, którą kiedyś poznał w szkole, ale w życiu by nie powiedział, że to ona! Była piękna, ale zbyt niepodobna do siebie.
-         Granger? – niemalże wyjąkał. – Hermiona Granger? TA Granger? – spytał, nie wierząc własnym oczom. – Cholera, nie spodziewałem się ciebie tutaj!
-         I vice versa, Malfoy. – mruknęła. Zauważyła, że wszyscy już zajmowali swoje miejsce, więc postanowiła pójść za ich śladem. – Usiądziemy? – spytała z czystej uprzejmości. Bynajmniej, najbardziej w świecie chciała teraz od niego uciec. Skinął głową i po chwili oboje zajęli wyznaczone im miejsca.
     Przyjęcie trwało w najlepsze. Goście wirowali na parkiecie, lub zajmowali się luźnymi rozmowami. Tylko ich dwójka siedziała przy stole przez cały ten czas. Ona zdawała się być zamyślona, obecna ciałem, lecz nie duchem. On natomiast przyglądał jej się z zainteresowaniem.
-         Kochani, nie możecie spędzić całego wieczora na siedzeniu przy stole! – powiedział oburzony Malcolm, podchodząc na chwilę do swojej ulubionej dwójki. – Bawić się, ale już!
-         Malcolm, nie sądzę aby był to najlepszy pomysł.. – zaczęła niepewnie brunetka.
-         Tak, tak. Wiem. – przerwał jej twardo. – Nie lubiliście się w szkole, kłóciliście się. Co z tego? Jesteście dorośli! Na parkiet proszę, migiem! – zarządził. – To jest rozkaz, Hermiono. – dodał z uśmiechem. Zaśmiała się pod nosem i niechętnie podniosła z miejsca, a w jej ślady ruszył Dracon. Blondyn podał jej dłoń, która niepewnie ujęła. Zaprowadził ją na parkiet i przyciągnął do siebie, łapiąc ją za talię. Zarumieniła się, czując jego dotyk na swoim ciele. Był taki sam jak we śnie.. Potrząsnęła szybko głową. Nie mogła sobie pozwolić na takie myślenie. Powoli poruszali się w rytm cichej melodii. Przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się cudownym, płynnym tańcem. Draco był doskonałym partnerem. Zapewne uczono go tej sztuki od dnia, w którym się urodził. Kołysali się melancholijnie, nic nie mówiąc, ale żadnemu to nie przeszkadzało. Hermiona upajała się jego pięknym zapachem, a on oddał się swoim rozmyślaniom. Malcolm nie mógł być szczęśliwszy. Gdy tylko piosenka się skończyła, odsunęli się od siebie, a potem udali z powrotem do stolika.
-         Jesteś dobrą tancerką. – pochwalił ją blondyn. Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego nieufnie. Miłe słowa z ust Malfoy’a? To musi być podstęp.
-         Pewnie się tego nie spodziewałeś, co? – prychnęła. – Skoro jestem szlamą, to muszę beznadziejnie tańczyć, tak?
-         Nic takiego nie powiedziałem. – odpowiedział na swoje usprawiedliwienie. – Tylko pochwaliłem twoje zdolności taneczne. Merlinie, mogłabyś po prostu przyjąć komplement! – burknął zdenerwowany. Próbował być miły, ale jak widać, się nie da! Ta przemądrzała Gryfonica zawsze musi go wyprowadzić z równowagi. I jeszcze mówi tak, jakby to wszystko było jego winą!
-         Dobra, już dobra. – mruknęła po chwili. – Dziękuję, ty też jesteś całkiem dobry. – przyznała niechętnie. Blondyn uśmiechnął się głupkowato.
-         Dzięki, Granger. Jestem wzruszony. Właśnie mnie pochwaliłaś! – powiedział wesoło.
-         Ale ty jesteś głupi. – warknęła i podniosła się z miejsca. – Miłego wieczoru.
-         Dokąd idziesz? – spytał, zdziwiony jej zachowaniem. Granger przecież nigdy nie poddaje się tak łatwo! Co się stało z jego Hermioną?
Ona nie jest twoja, pacanie.
-         A co, będziesz tęsknił? – zażartowała, odwracając się w jego stronę.
-         Wątpisz w to?
-         Do zobaczenia za dwa miesiące, przyszły szefie. – rzuciła jeszcze i ruszyła w stronę wyjścia.
Tak, do zobaczenia. 


~*~

Hej. Dzisiaj po prostu miałam ochotę dodać nowy rozdział i tak zrobiłam. Ogólnie rzecz biorąc opowiadanie mam już skończone i napisane, tylko morduję się nad epilogiem, który nie chce mi wyjść tak jakbym chciała. Mam nadzieję, że coś wymyślę. 
Starałam się uważać, żeby nie było błędów, ale nie gwarantuje, że żadnego nie wyłapiecie. :)
Co tam u was? Jak tam matury? Ja na szczęście jestem w drugiej klasie, więc nie mam się czym stresować, poza nadchodzącym zakończeniem roku. Smutno mi jednak, że nie ma już trzecich klas. Tęsknie za niektórymi osobami. 
No ale nie ma się, co martwić. Niedługo wakacje. 

Ściskam, Nusiaa.  

3 komentarze:

  1. masz już skończone? :o
    To kobieto dodawaj szybciej te rozdziały! :D
    Boże, zakochaałam się w tym opowiadaniu, od pierwszego zdania ♥
    boję się o Hermione, że Nick coś jej zrobi :c ale ale! Draco ją uratuje ♥
    teraz szybko chce nowy rozdział xd

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodawać jak najczęściej, ale muszę je czasem dopracować, albo poprawiać błędy i tak dalej, a z natury jestem leniwa :p poza tym morduje się z epilogiem ;/ jak się uda, to może będę co tydzień dawać, zobaczę jeszcze jak będzie ze szkołą :)

      Usuń
  2. w co ta Hermiona się wplątała? niby taka rozsądna..
    Draco i jego zanik pamięci był zabawny, ogólnie wszystko na plus :)

    OdpowiedzUsuń