Rozdział VIII


     Dwie błękitne kule wpatrywały się w przybysza. Jak zwykle jej intuicja nie zawiodła.
-         Jak masz czelność przychodzić do mojego domu, Śmierciożerco!? – warknął wściekły Ronald, kierując się w stronę drzwi.
-         Zamknij się, Ron. – uciszyła go rudowłosa i pociągnęła blondyna za nadgarstek, a on pozwolił jej na to. Obawiał się nieco tego spotkania, ale widział, że to jedyne wyjście z sytuacji. Zamknęła drzwi i wprowadziła Dracona do salonu, sadzając go na kanapie. Usiadła koło niego, zamykając jego dłonie w uścisku. – Opowiedz mi wszystko. – poprosiła, a on spojrzał na nią zaskoczony. – Wiem, że coś jest nie tak. Czuję to. Może te dwa imbecyle uwierzyły, że Hermiona musiała zostać dłużej w pracy, ale ja wiem, że to nie prawda. Wiele mi o tobie mówiła i nie zapomniała wspomnieć jaki jesteś dla niej dobry. – powiedziała, nie spuszczając z niego wzroku. Granger opowiadała o nim przyjaciółce? I mówiła, że jest dla niej dobry? Poczuł jak dziwne ciepło rozchodzi się po jego sercu. Wiele by dał, żeby być teraz przy niej. 
-         Ginny, co ty.. ? –zaczął zmieszany Harry, ale żona nie pozwoliła mu dojść do słowa.
-         Mówiłam wam, że to niepodobne do Hermiony. Nie olałaby nas, a Draco nie kazałby jej zostać w pracy. Wiem to. Coś musiało się stać, dlatego przymknijcie się i wysłuchajcie go.
-         Radzę usiąść. – odezwał się po raz pierwszy od kiedy znalazł się w mieszkańcu Weasley’a. – Ta wiadomość może wami wstrząsnąć. Potter, dobrze by było gdybyś był przy żonie.
-         Nie będziesz nam mówił, co mamy robić, ty..
-         Wyzwiska nic tu nie dadzą. Nie rozkazuje ci, jesteś u siebie, mówię tylko, że tak byłoby najlepiej. – oznajmił spokojnie. Harry nie był pewien, czy ma mu wierzyć, czy nie, ale widząc wzrok Ginny, posłusznie przy niej usiadł i objął ją mocno ramionami.
-         Harry, nie możesz..
-         Ron, usiądź do jasnej cholery! Draco kłopotał się aż tutaj, żeby powiedzieć nam, co się dzieje z naszą przyjaciółką, a ty się spierasz jak dziecko. Nie jesteśmy już w szkole, nie ma już dobrych i złych. Draco chce pomóc, doceń to w końcu! – warknęła zirytowana kobieta. Odruchowo złapała się za brzuch. Zawsze tak robiła w nerwach, w obawie, że każdy wybuch może zaszkodzić maleństwu.
-         No tak, spodziewasz się. – mruknął zamyślony blondyn. – Może lepiej by było, gdybyś nie była obecna podczas tej rozmowy, jeśli..
-         Malfoy. – wycedziła, patrząc na niego spod byka.
-         Dobra, dobra. – podniósł ręce w geście obronnym. Kątem oka zauważył jak Ronald siada na fotelu obok.
-         Mów, co masz mówić. Im szybciej stąd wyjdziesz, tym lepiej.
-         Oczywiście. – przytaknął. Wziął głęboki wdech i powoli zaczął im wszystko opowiadać, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów. Czasem zerkał na dwójkę mężczyzn, ale przez większość czasu wpatrywał się błękitne oczy Ginevry, w których tliły się łzy. Ruda wiedziała, że Malfoy nie kłamie. Nie chodziło już tylko o jej przeczucie. Opowiadając miał smutek w oczach. Smutek, gniew, bezradność i wiele innych emocji. Wiedziała, że zależało mu na Hermionie. Z resztą, jej przyjaciółce zależało na nim. Może nawet była  w nim zakochana. Ginny potrafiła wyciągać z ludzi informacje. Podstępem nakłoniła Hermionę, by wyznała jej prawdę. Była nieco zszokowana słysząc o snach, jakie miewa przyjaciółka. Nie wydawało jej się to normalne, szczególnie, że pojawiły się przed ponownym spotkaniem z arystokratą. Zupełnie jakby los maczał w tym palce. Ruda namawiała Grangerównę, żeby odeszła od Nicka i spróbowała swoich szans z Draco. Skoro jej uczucie było tak silne, to powinna coś zrobić. Nie chodziło już tylko o to, że nie lubiła Nicolasa. Nie. Po prostu nie powinna oszukiwać faceta, który jest w niej zakochany. To nie było w porządku. Hermiona jednak była nieugięta i powiedziała, że nie zerwie zaręczyn, że kocha Nicka, a Draco to tylko jakieś durne zauroczenie, chora fascynacja, nic więcej. Ale Ginny potrafiła powiedzieć, kiedy brunetka kłamała. Z rozmyślań wyrwała ją cisza, która zapanowała w salonie. Atmosfera była tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Ruda już nawet nie hamowała łez, które spływały po jej bladych, piegowatych policzkach. Bała się o Hermionę. Jak mogli nie dostrzec niczego? Czyżby tak świetnie się maskowała? Dlaczego nic im nie powiedziała? Dlaczego sama się nie obroniła? Przecież znała tak wiele klątw, które mogła użyć.
-         I mamy ci uwierzyć na słowo? – spytał Ronald grobowym tonem. Ginny zauważyła, że się uspokoił. Może nadal do końca nie ufał Malfoy’owi, ale wiedział, że ta sprawa to nie przelewki. Odstawił na bok uprzedzenia. Tu chodziło o Hermionę.
-         Musicie. Nie ma.. – urwał w pół zdania, podnosząc wzrok na bruneta, trzymającego w ramionach zapłakaną kobietę. – Potter. Potter zna się na legilimencji. Pokażę ci to jedno wspomnienie, na kilka sekund opuszczę bariery.
-         Skąd mamy wiedzieć, że nie pokażesz mu fałszywych obrazów?
-         Przestań, Ron. Mu zależy na Hermionie tak samo jak nam. Idzie jeszcze wam, niedowiarkom, na rękę i chce pokazać swoje wspomnienia. Jak możesz mu nie ufać? Myślisz, że dawny Draco Malfoy zapukałby do twoich drzwi z taką nowiną? Że dawałby dodatkowe wolne godziny Hermionie, żeby mogła spędzić ze mną trochę więcej czasu? Zaufaj mu. Przynajmniej jeśli chodzi o nią. – powiedziała ruda pustym głosem.
-         Spróbujmy. – odezwał się Harry, który milczał przez większość czasu. Draco skinął lekko głową i popatrzył prosto w zielone oczy Wybrańca. Potter skupił wzrok na mężczyźnie i wkradł się do jego umysłu. Zobaczył przed oczami Hermionę leżącą na drogiej kanapie. Brunetka była nieprzytomna, a Malfoy odpinał guziki jej koszuli. Po chwili Harry zobaczył jak Draco zsuwa z jej ramion materiał, a pod nim znajdowały się różnokolorowe sińce. Brunet zerknął na przerażoną twarz byłego Śmierciożercy. Na pierwszy rzut oka widać było, jak bardzo się tym przejął. Harry dostrzegł jak Malfoy unosi lekko koszulkę panny Granger, zobaczył pod nią kilka sińców, a potem został wypchnięty z umysłu Malfoy’a. Zamrugał kilka razy i przyjrzał się lekko zawstydzonemu prezesowi. Był zażenowany tym, jak ta scena wyglądała. Gdyby nie te siniak, ktoś mógłby pomyśleć, że chce wykorzystać biedną dziewczynę.
-         Mówi prawdę. – oznajmił krótko brunet, nie spuszczając wzroku z dawnego wroga. Draco był nieco zdziwiony, że tak szybko mu uwierzył, jednak jakaś jego cząstką była pewna, że przekona go szybciej, niż rudego.
-         Skąd wiesz, że nie... ?
-         Nie chodzi tylko o obraz Hermiony. Widziałem przejęcie na jego twarzy, gdy sam to odkrył. Widziałem emocje, czułem je. Czegoś takiego nie da się oszukać. Możesz zmienić obraz, wymyślić jakieś wspomnienie, ale nie możesz napełnić go uczuciami.
-         A więc Hermiona naprawdę jest.. katowana przez tego bydlaka? – wycedził przez zaciśnięte zęby Weasley, zwijając ręce w pięści.
-         Co robimy? – spytała ruda, patrząc na każdego z nich po kolei.
-         Jak to co?! Idziemy tam od razu! Pokaże mu gdzie jest jego miejsce! Popamięta mnie pieprzony sadysta! – wrzasnął wściekły rudzielec, podnosząc się. – Dziękuję, Malfoy. Dziękuję, że do nas przyszedłeś i wszystko nam powiedziałeś. Nigdy ci tego nie zapomnę, jednak zajmiemy się tym sami, nie musisz..
-         Jeśli myślisz, że odpuszczę mu tak łatwo, to grubo się mylisz. – przerwał mu blondyn, podnosząc się. Teraz obaj wyglądali dość podobnie. Wściekłość i żądza mordu rysowała się na ich twarzach. – Nie obchodzi mnie, czy mi ufasz, czy nie. Nie obchodzi mnie, co masz zamiar uczynić w tej sprawie. Bo ja znajdę tego bydlaka pierwszy i nie zawaham się choćby na sekundę. Jeśli myśli, że jest taki twardy, to ja mu pokażę jak łamie się ludzi. – powiedział twardo, a ogień płonął w jego oczach. Ogień i nienawiść. – Nie dbam o to, czy osobiście wrzucicie mnie do Azkabanu za to, co mu zrobię. Naprawdę mam to w nosie. Odpłacę mu za każdą ranę, za każdy najdrobniejszy ból jaki jej sprawił. Pomyśl tylko, jeśli podnosił na nią rękę i różdżkę, to co robił jej w sypialni? – zatrząsł się, mówiąc ostatnie słowo. Samo wyobrażenie Hermiony w jego objęciach napawało go gniewem, ale myśl, że mógł zrobić jej krzywdę. Chciał rozerwać go na strzępy gołymi rękami. Chciał sprawić mu taki ból, którego nikt nigdy nie czuł. Chciał usłyszeć jak błaga o litość. Litość, której nigdy nie otrzyma.
-         Więc, co proponujesz? – wtrącił Harry, widząc, jak obaj się napinają. Draco zawsze miał nerwy ze stali, dlatego dziwnie było go oglądać w takiej sytuacji. Szargały nim emocje. Kto by pomyślał, że tak bardzo będzie mu zależeć na Hermionie?
-         Mam pewien plan. – odparł, z powrotem siadając, a potem opowiedział im w skrócie, co ma zamiar uczynić. Przez chwilę milczeli, ale po namyśle przystali na jego pomysł. Ronald miał pewne zastrzeżenia i był niezadowolony, ale Harry uciszył go jednym słowem. Tutaj chodziło o Hermionę, nie było czasu na pokazywanie fochów. Musieli ratować przyjaciółkę.

     Hermiona otworzyła z trudem oczy. W sypialni panował półmrok, więc nie miała problemów z widzeniem. Chciała się podnieść, ale nie miała na to siły. Skuliła się, owijając w pościel, a łzy na nowo popłynęły po jej twarzy. Czuła się okropnie. Policzki miała gorące, a całe ciało drżało z bólu. Bała się pomyśleć, co się stanie, gdy usiądzie, czy wykona jakąkolwiek czynność. I pomyśleć, że prawdopodobnie dzisiaj czeka ją powtórka z rozrywki. Spojrzała na zegarek i wydobyła z gardła zduszony okrzyk. Była spóźniona do pracy. Godzinę temu powinna wchodzić do biura! Ponowiła próbę wstania, jednak nie miała sił. Wyczerpana opadła na poduszki. Nic z tego. Wyśle Malfoy’owi patronusa z wiadomością. Z pewnością jej uwierzy po tym, jak wczoraj zemdlała. Rozejrzała się po pokoju i jęknęła żałośnie. Torebka wisiała w przedpokoju. Jak na Boga miała po nią pójść, gdy nie mogła wstać? Nagle ją olśniło. Czyżby zupełnie zapomniała kim jest? Wyciągnęła do góry otwartą dłoń i zamknęła oczy. Skupiła umysł na brązowej torbie i różdżce, która leżała na jej dnie. Wypowiedziała stare zaklęcie, które kiedyś odnalazła. Magia bezróżdżkowa była trudna i zabierała dużo energii, jeśli ktoś długo jej nie trenował. Gdyby ćwiczyła na co dzień, nie miałaby z nią problemu. Czuła jak ręka jej dygocze. Skupiła się jeszcze bardziej i włożyła w to więcej siły. Na raz poczuła w dłoni wymarzony przedmiot. Mimowolnie się uśmiechnęła. Zawsze uwielbiała czarować. Wygrzebała w umyśle jedno z pięknych wspomnień i wyciągnęła do góry rękę.
Expecto patronum. – powiedziała jak najpewniej potrafiła, choć było to ciężkie w jej sytuacji. Z różdżki wyleciał niebieski promyk, który zniknął niecały metr przed nią. Zwięzła oczy i zacisnęła usta w wąska linię. Musiało się udać. - Expecto patronum! – krzyknęła, używając przy tym wszystkich sil. I tym razem niewiele się wydarzyło. Promień poleciał nieco dalej, przypominając jakiś kształt, ale nie utrzymał się zbyt długo. Była zła i przygnębiona. Musiało się udać. Może wspomnienie nie było wystarczająco silne? Przeszukała jeszcze raz umysł, jednak nic nie wydawało jej się lepsze od jej przyjaźni z Harrym i Ronem. Co dawało jej szczęście? Co było ukojeniem w życiu? I nagle ją olśniło. Zarumieniła się, choć nikt nie mógł wiedzieć, o czym pomyślała. To nie mogło się wydarzyć, to była tylko głupia fantazja. Westchnęła cicho. Co jej zależy spróbować? Najwyżej nie wyjdzie. Skupiła umysł na stalowych tęczówkach, przystojnej buzi, jasnych, platynowych włosach. Skupiła się na pocałunkach jakimi ją obdarzał, czułych spojrzeniach i wszystkich uczuciach, jakie w niej wzbudzał. – Expecto patronum. – wypowiedziała cicho i spokojnie zaklęcie. Otworzyła oczy ze zdziwienia, widząc mocny, niebieski promień wylatujący z końca drewnianego patyka. Jej zaskoczenie było jeszcze większe, gdy nie ujrzała ładnej, niedużej wydry, która od zawsze była jej patronusem. Niebieski promień uformował się jednak w coś innego. Piękny, dumny smok poruszał się z gracją po jej pokoju. Spojrzał na nią jakby przekornie, czekając na to, co miał przekazać drugiej osobie. Hermiona otrząsnęła się z szoku i wysłała go z wiadomością do Dracona.  

~*~ 


Dzień dobry. Ostatnio było ciągle szybciej, a dzisiaj z dwudniowym opóźnieniem. Ach.
Nie będę się nie wiadomo jak rozwijać. Historia dobiega końca i bardzo mi smutno z tego powodu, choć jednocześnie jestem dumna. Mimo tego, że niektóre fragmenty podobają mi się mniej, niż inne, to jestem dumna z tego, co napisałam, co stworzyłam. Jest to chyba jedna z moich ulubionych historii, napisanych przeze mnie, a takich jest niewiele, uwierzcie mi.
Tak czy inaczej, dwa rozdziały i koniec. Wciąż pracuje nad epilogiem, ale marnie mi idzie... ;/
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Życzę wszystkim udanych wakacji i oby pogoda dopisywała! 

Ściskam, Nusiaa.

Rozdział VII


     Otworzyła leniwie oczy, przeciągając się. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak dobrze spała. Zamrugała. Wokół niej było dość ciemno, ale kawałek dalej jarzyło się lekkie światło. Odchyliła się do tyłu i zamarła przerażona, widząc Malfoy’a siedzącego przy biurku, pochylającego się nad komputerem. Podniosłą się prędko do pozycji siedzącej. Dopiero teraz zauważyła, że od pasa w dół była przykryta miękkim, puchowym kocem w pięknym odcieniu zieleni. Spojrzała ponownie na blondyna, gdy akurat ten zwrócił swój wzrok na nią.
-         Wreszcie się obudziłaś. – rzucił zmartwiony, podnosząc się z fotela. Ruszył szybko w jej kierunku, kucając naprzeciwko niej.
-         Jak długo spałam? Która jest godzina? Co się w ogóle stało? – zawaliła go pytaniami.
-         Zemdlałaś. Przyniosłaś mi papiery i w jednej chwili straciłaś równowagę. – wyjaśnił, przyglądając się jej badawczo. Było coś niecodziennego w jego oczach, jakiś smutek, żal i coś jeszcze. Tylko co to mogło być? – Dałem ci jakiś eliksir, ale chyba nie podziałał. Dziwne. Jak się czujesz?
-         Dobrze. Chyba dobrze. – odparła, odwracając od niego wzrok. – Która godzina?
-         Dochodzi dziesiąta.
-         O matko! – podniosła się prędko z kanapy, niemal wpadając na szefa. Draco podniósł się z cichym westchnięciem.
-         Wytłumaczysz mi, dlaczego zemdlałaś? – spytał ostrożnie. Spojrzała na niego z lekkim strachem. Czego się spodziewała, że go to nie zaciekawi? Musiała prędko coś wymyślić.
-         Od dawna dobrze nie sypiam. No i jakoś nie mam apetytu. W ogóle nie czuję się najlepiej i.. – zmyślała.
-         Więc dlaczego nic nie powiedziałaś? Dałbym ci wolne. – odparł, patrząc na nią jakby z urazem. Nie lubił gdy go okłamywała, lub ukrywała coś przed nim. Już raz jej to powiedział. Doskonale to pamiętała. Chciał ją wysłać do domu, mówiąc, że jest zmęczona, ale ona zaprzeczała. Może i by uwierzył, gdyby w następnej chwili nie ziewnęła potężnie. Wiedziała, że nie był zły o taką głupotę, po prostu ostrzegał ją na przyszłość.
-         Przepraszam. – powiedziała ze skruchą, spuszczając wzrok. Przez chwilę milczał, a potem westchnął ciężko.
-         Nie odstawiaj już takich cyrków, dobrze? Nigdy, przenigdy.
-         Przepraszam. To się nigdy więcej nie powtórzy. Pewnie przeze mnie podwoiła ci się liczba rzeczy do zrobienia i..
-         Myślisz, że mnie obchodzi praca? – przerwał jej ostro, tym samym zmuszając by na niego spojrzała. Była zdziwiona, nigdy nie widziała go tak złego. Przynajmniej nie od ich ponownego spotkania. – Myślisz, że przejmuje się tym, że coś nie zostało dzisiaj zrobione? Nic mnie to nie obchodzi, rozumiesz?!
-         J-ja prze-prze.. ja..
-         Co ty? Myślała, że nikim się nie przejmuje? Że nadal jestem tym okropnym dupkiem, który ma wszystkich gdzieś? Że jestem draniem bez serca? Tak właśnie myślałaś?
-         Nie. Oczywiście, że nie. Ja tylko..
-         Nawet nie wiesz jak się martwiłem. – wycedził. Poniosło go. Miał z nią spokojnie porozmawiać, uwierzyć we wszystkie kłamstewka, a potem uporać się z jej problemami. Nie miał wybuchać gniewem, ale co mógł uczynić? Nie mógł znieść myśli, że uważa go dalej za drania, który jej nienawidzi ze względu na pochodzenie. Nie gdy jego serce biło tylko z jednego powodu. Dla niej. Może gdyby nie pocałowała go tak, jak zrobiła to kilka godzin temu, może gdyby nie poznał jej smaku, wtedy może by nie przesadził, nie pogniewał się. Ale to wszystko miało miejsce, a on był wściekły, że nadal ma go za okrutnego palanta. Patrzała na niego zdziwiona, z lekkim strachem w oczach. Był zły i ona o tym wiedziała. Nie chciał jej straszyć, ale nie mógł powstrzymać krwi wrzącej w żyłach. – Nigdy nie waż się myśleć, że nic dla mnie nie znaczysz. Czy nie mówiłem ci, że tylko tobie ufam? Czy nie mówiłem, jak cię cenię? Czy moje słowa nic dla ciebie nie znaczą?
-         Znaczą nawet więcej niż myślisz. – powiedziała tak cicho, że ledwo usłyszał. Uspokoił się, oddychając głęboko.
-         Przepraszam. Nie powinienem tak wybuchać, chodzi o to, że..
-         Rozumiem. Nie powinnam w ciebie wątpić. Mogłam to robić na początku, ale nie teraz. – odpowiedziała, uśmiechając się do niego blado. – Będę się już zbierać, jeśli nie masz nic przeciwko. Muszę wysłać sowę do przyjaciół i powiedzieć im, czemu nie pojawiłam się na spotkaniu i..
-         Nie tłumacz się. Leć. – przerwał jej, doskonale rozumiejąc. Poza tym, chciał już móc załatwić wszystko, co zaplanował. Chciał uwolnić ją z bólu i cierpienia. Skinęła głową, chcąc się wycofać, ale zatrzymał ją jeszcze na chwilę. – Uważaj na siebie, dobrze? – rzucił, dotykając jej policzka. Spojrzała mu głęboko w oczy, odnajdując w nich troskę, którą widziała w dzisiejszym śnie.
-         Będę. – zapewniła, choć nawet nie planowała się odezwać. Mruknął coś w odpowiedzi i uwolnił ją ze swojego elektryzującego dotyku. Powoli odeszła, starając się powstrzymać dygotanie nóg. Tak bardzo pragnęła znaleźć się blisko niego, wtulić w silne ramiona, w których byłaby bezpieczna na zawsze. Wyszła, rzucając jeszcze ciche pożegnanie, a potem zniknęła.

     Weszła niepewnie do mieszkania, uważnie się rozglądając. Nicolas już dawno powinien być w domu. Przed powrotem do narzeczonego wstąpiła do sowiarni w firmie i wysłała Ronaldowi wiadomość, z wyjaśnieniem dlaczego się nie pojawiła i z przeprosinami, bo zapewne się o nią martwili. Wiedziała, że w domu nie zdoła wysłać listu. Nie jeśli jej narzeczony zdążył wrócić przed nią.
     Wcale nie zdziwił jej, jego widok w fotelu. Siedział przy jednej, małej lampce, wpatrując się w widok za oknem. Niepewnie stanęła na środku salonu. Tylko raz w życiu była przerażona tak, jak w tej chwili. Był to pierwszy raz, gdy podniósł na nią rękę.
-         Przepraszam cię, że tak późno wracam, ale mieliśmy..
-         Nic mnie nie obchodzi, co mieliście. – wycedził, nawet na nią nie patrzeć. – Wyjdę o szesnastej, na siedemnastą idziemy do Rona. Nie martw się, przed dwudziestą wrócę. Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. – powtórzył jej słowa.
-         Tak, wiem, ale.. – wargi jej się trzęsły. Bała się jak nigdy.
-         Ale co? Byłaś zbyt zajęta pożal się Boże bohaterem, tą wybuchową wariatką i byłym chłopakiem?! Byłaś zbyt zajęta, nie byciem ze mną, tak?!
-         Nie, nie. Bo w biurze my..
-         Co?! Co wy?! – wrzasnął, podnosząc się. Stanął dokładnie kilka centymetrów przed nią. Żyła pulsowała mu na czole, a Hermiona wiedziała, że to nie skończy się dobrze. Trzęsła się ze strachu, a łzy powoli spływały po jej policzkach.
-         Nick, ja naprawdę nie chciałam byś..
-         Nic mnie nie obchodzą twoje intencje. Już nigdy mnie tak nie znieważysz, słyszysz?! – krzyknął wściekły. Skinęła głową, łkając. Chwile później poczuła ogromny ból na policzku, a potem upadła na ziemi. Była zszokowana. – Zadałem ci pytanie, więc łaskawie mi na nie odpowiedź!
-         Słyszę. – jęknęła cicho. Była przerażona. Nigdy nie uderzył jej w twarz. Siniec w tak widocznym miejscu nie był dobrym pomysłem, go nie dało się ukryć.
-         I tak masz się zachowywać. Nie pozwolę, żebyś mnie okłamywała. Masz być posłuszna, zrozumiałaś?! – warknął, szarpiąc ją za długie włosy. Zapiszczała z bólu i zacisnęła wargi.
-         Tak. – rzuciła prędko, prawie krztusząc się łzami.
-         To dobrze, że się rozumiemy. – warknął podle. Podniósł ją za ramiona nie szczędząc siły. Wiedziała, że będzie miała odciski jego dłoni na skórze. Szarpnął nią mocno, gdy lekko zatoczyła się do tyłu. – A teraz spędzimy miło czas w sypialni, jak to kochające się pary robią, prawda?
-         Tak. – wyszeptała, nie mając już siły. Chciała umrzeć, chciała zniknąć z tego świata. Nigdy nie czuła takiego strachu i upokorzenia.
-         Nie słyszałem! – wrzasnął, jeszcze raz ją uderzają tylko w drugi policzek. Opadła na podłogę głośno szlochając.
-         Tak. – odpowiedziała głośno i wyraźnie.
-         Co tak?!
-         Spędzimy miło czas w sypialni. – powtórzyła, trzęsąc się z przerażenia. Chwilę milczał, a potem znowu ją podniósł i brutalnie zaprowadził do sypialni. Rzucił ją na łóżko, a ona zacisnęła mocno powieki, spod których płynęły łzy. Nie wiedziała jak uda jej się złagodzić tą sytuację, ale musiała spróbować.
-         Masz się na mnie patrzyć. – warknął, mocno nią potrząsając. Niechętnie wykonała jego polecenie. Patrzała mu prosto w oczy, gdy ten siłą rozerwał jej koszulę. Nie całował jej tym razem. Ich usta ani razu nie zetknęły się tamtej nocy. W ogóle jego wargi nie dotknęły ani skrawka jej skóry. Błądził po jej ciele dłońmi. Jego dotyk był odrażający, jeszcze bardziej niż zwykle. W dodatku wszystko robił z większą siłą niż zwykle, tak by sprawić jej ból. Rozerwał zapięcie spódnicy i zsunął ją z jej ciała. Przymknęła na chwilę oczy. To był wieki błąd. Nie minęła chwila, a już poczuła siarczysty ból na policzku. Chciała złapać piekącą skórę, ale uniemożliwił jej to, łapiąc za nadgarstki.
-         Powiedziałem, że masz się na mnie patrzeć. – wycedził minimetry od jej twarzy. Był w furii. Postanowiła nie lekceważyć już tego, co mówi. Do końca patrzyła w jego oczy. Nie potrafiła myśleć o Draconie, choć bardzo chciała. Chciała by otulił ją opiekuńczymi ramionami, pocałował w czubek głowy. Chciała by był przy niej zamiast tego maniaka. Chciała być wolna. Poczuła jak Nicolas wchodzi w nią z całą siłą. Wrzasnęła z bólu. Nigdy nie czuła czegoś tak okropnego. Mężczyzna poruszał się w niej szybko, brutalnie. Sprawiał jej ból każdą drobnostką. A gdy skończył, zrobił to jeszcze raz i jeszcze raz, a gdy wyjąkała, że nie ma siły, otrzymała kolejny policzek, dopóki nie straciła przytomności.

     Rudowłosa trzymała w dłoniach krótki list od przyjaciółki, przypatrując mu się ze zmarszczonymi brwiami. Hermiona nigdy nie nawalała. Coś musiało się stać skoro nie przyszła. Praca zawsze była dla niej ważna, ale nigdy nie przepuściłaby spotkania z jej powodu. Z resztą Malfoy na pewno pozwoliłby jej wyjść i dokończyć innym razem. Z jej opowiadań wiedziała, że zachowywał się w stosunku do niej bardzo dobrze. Wierzyła jej, choć chłopcy uważali, że brunetka blefuje, żeby tylko nie zrobili czegoś w sprawie byłego Śmierciożercy. Faceci, oni zawsze wiedzą najlepiej.
     Ginevra czuła niepokój. Wiedziała, że coś złego się wydarzyło. Bała się o przyjaciółkę. Nie wiedziała jednak, co zrobić. Chłopcy przyjęli informacje, uznając, że to Malfoy specjalnie ją zatrzymał, bo to kawał drania, ale Draco taki nie był. Przecież dawał jej czasem dodatkowe godziny, by mogła spokojnie pogadać z rudą na lunchu. Ginny była pewna, że chodzi o coś innego. Długo nad tym dumała, gdy chłopcy obgadywali coś w kuchni. Naczynia same się zmywały, gdy Ronald nalewał im drinki. Nagle ktoś zastukał w drzwi. Ruda podniosła się prędko, niemal biegnąc do drzwi. Była pewna, że za nimi stoi odpowiedź na jej wszystkie zmartwienia. Czuła to. Chłopcy przypatrywali jej się zaskoczeni. Zmartwiony Harry wszedł do salonu, obserwując dziwaczne zachowanie żony. Ginny prędko przekręciła zamek i otworzyła drzwi z zamachem. Zamarła na widok osoby po drugiej stronie. Wiedziała, że jej intuicja nie kłamała. Oto przed nią stała odpowiedź na pytanie, które tak bardzo ją dręczyło. Prawda miała w końcu zostać odkryta. 


~*~

Tadam! Oto doszliśmy do rozdziały siódmego. Wiem, że powinien być za trzy dni, ale z jakiegoś powodu nie umiem trzymać was tak długo w niepewności. A może po prostu lubię czytać wasze przemiłe komentarze? Obydwa.
Ten, albo może poprzedni, był rozdziałem przełomowym. Teraz akcja potoczy się już szybciutko i zakończy. Dobrze, czy źle? Tego wam nie powiem. 
Myślę, ze znowu poślęczę nad Epilogiem, bo naprawdę nie podoba mi się to, co napisałam jakiś czas temu. Brakuje mu czegoś. Nie ważne..
W każdym razie, co myślicie? Mam nadzieję, ze nie przesadziłam z ta brutalną scenę. W razie gdyby ktoś nie rozumiał, to nie tak, że Nick był po prostu zły, bo Hermiona się spóźniła. Wpływ na jego zachowanie miało wiele czynników. Po pierwsze, według jego pokręconego umysłu, okłamała go. Po drugie, była nieposłuszna (spóźnienie). Po trzecie, jej przyjaźń z Harry'm, Ronem i Ginny odżyła, a to naprawdę mu nie pasowało, co, o ile dobrze pamiętam, napisałam na początku poprzedniego rozdziału. No i po trzecie, Draco. Więcej o nim będzie w następnym, albo jeszcze późniejszych.. muszę sprawdzić ;)

 Zapraszam do przeczytania zapowiedzi kolejnego rozdziału! :)

Ściskam, Nusiaa.

Rozdział VI


     Przez następny miesiąc była najszczęśliwszą kobietą na ziemi. No prawie. Nie raz widywała się z Ginny w czasie przerwy na lunch, czasem, gdy Nicolasa nie było, spotykały się na wspólnej kolacji. Dwa tygodnie od ich pierwszego spotkania dołączyli do nich chłopcy. Hermiona nie mogła być szczęśliwsza. Miała wszystko, co najważniejsze przy sobie. Miała przyjaciół, miała Draco. Tylko Nick psuł cały ten szczęśliwy obrazek. Nie podobało mu się odnowienie znajomości przez jego narzeczoną. Był na nią ciągle zły i nie traktował jej za dobrze. Każde kolejne spotkanie z przyjaciółmi denerwowało go coraz bardziej, a to oznaczało tylko jedno. Ból, cierpienie, łzy. Tortury. Bo to właśnie robił i w końcu to zrozumiała. Torturował ją, a ona nie mogła nic zrobić. Nie wiedziała nawet, co uczynić. Ale to nie miało znaczenia. Miała swoich bliskich przy sobie i nic nie mogło zniszczyć tego szczęścia, nawet to, co robił jej Nick.
    
     Kolejny dzień w pracy zdawał się być taki sam jak każdy inny. Nic nie zwiastowało tragedii, która miała nastąpić. Hermiona chodziła lekko obolała po wczorajszej nocy, ale szczęśliwa. Miała się spotkać z Ginny i chłopakami na kolacji w nowym mieszkaniu Rona. Uznał, że mieszkanie nad sklepem mu nie wystarczy, z resztą zaczął umawiać się z jedną dziewczyną z biura i jak na razie wszystko szło w dobrym kierunku. Nie licząc spotkania z przyjaciółmi, Draco był dzisiaj w wyśmienitym humorze. Co chwilę rozbawiał ją swoim zachowaniem. Gdyby nie zmęczenie, to byłoby idealnie.
     Niosła papiery, o które poprosił ją Malfoy. Zatrzymała się przy drzwiach, czując jak kręci jej się w głowie. Nie zjadła niczego rano, nie miała apetytu i w ogóle nie czuła się na siłach, żeby cokolwiek robić. Ledwo wygrzebała się z łóżka, żeby pójść do pracy. Wzięła głęboki wdech i przywróciła na twarz uśmiech. To nic takiego. Ile razy zdarzyło jej się nie zjeść, bo nie miała czasu? Wiele i nigdy nic się nie stało.
-         Mam te papiery, które chciałeś przejrzeć. – oznajmiła, zamykając za sobą drzwi.
-         Świetnie, połóż je na biurku i zostań. Przyda mi się twoja pomoc. – oznajmił znad kartki papieru. Brunetka skinęła głową i ruszyła w stronę biurka. Zatrzymała się w połowie drogi. Papiery wypadły jej z dłoni. Złapała się za głowę. Miała wrażenie, że jest na karuzeli. Wszystko zaczęło się ruszać. – Hermiona? – spytał zaniepokojony Draco. Brunetka ledwo go usłyszała. Blondyn wstał, powoli się do niej kierując. Wszystko zaczęło się rozmazywać, a nogi odmówiły posłuszeństwa. W ostatnie chwili poczuła, jak czyjeś ręce chronią ją przed upadkiem, a potem była już tylko ciemność.

     Malfoy pochylał się nad swoją sekretarką z przerażeniem. Ledwie do niej dobiegł, łapiąc tuż przy ziemi. Klęczał na drewnianej podłodze, trzymając ją w swoich ramionach. Była taka krucha, taka chudziutka. Nie raz się już zastanawiał, czy udałoby mu się objąć jej talie dwoma dłońmi. Potrząsnął nią lekko, nawołując jej imię, ale nic to nie dało. Hermiona leżała jak nieżywa na jego rękach. Był przerażony. Nie chodziło o sam fakt, że trzyma nieprzytomną kobietę. Nie, to nie zrobiłoby na nim wrażenia. Ale to była Hermiona. Od jakiegoś czasu wiedział, że coś jest nie tak, ale nie pytał. Gdyby chciała, to by mu powiedziała. Teraz jednak było za późno. Obawiał się, że coś się wydarzy i miał rację. Nie sądził jednak, że dziewczyna zemdleje. Przeniósł ją na kanapę i położył, zastanawiając się, co zrobić. Szybko odpiął kilka guzików jej koszuli. Musiało jej być duszno. Potrzebowała trochę świeżego powietrza. Była blada, ale to zauważył już na początku ich nowej znajomości. Coś było nie tak już wtedy. Otworzył szeroko okno, wpuszczając do środka świeże powietrze. Było gorąco. Wiosna już przybyła i dawała wszystkim popalić. Słońce grzało niemiłosiernie, wszyscy czerpali korzyści z pięknej pogody. Spojrzał na nieprzytomną dziewczynę. Musi ją zmusić do wyjścia na słonce. Jej skóra nie wyglądała najzdrowiej. I zapewne grzała się w tej okropnej koszuli. Głupota, przecież on nie miał nic przeciwko mniej formalnemu strojowi. Nie miałby nic  przeciwko sukience. Wręcz przeciwnie. Potrząsnął głową. Nie czas myśleć o przyjemnościach. Podszedł do brunetki i upewnił się, że miała pod spodem koszulkę. Doskonale. Szybko rozpiął guziki jej koszuli. Kto o zdrowych zmysłach założyłby coś z długimi rękawami w taką pogodę? Chyba tylko ona. Ucieszył się, gdy uporał się z ostatnim guzikiem i powoli zsunął z jej ramion materiał. Zamarł w bezruchu na to, co zobaczył. Z wrażenia usiadł na podłogę obok kanapy. To nie mogła być prawda. Miał jakieś zwidy. Może za długo siedział na słońcu? Dotknął delikatnie ramienia kobiety, ale fioletowe sińce nie zniknęły. Wręcz przeciwnie, wydawały się jeszcze bardziej prawdziwe. Choć wiedział, że to niewłaściwie, podwinął nieco białą bluzkę, a jego przerażenie wzrosło. Wiele kolorowych sińców, jedne starsze, inne nowsze i parę ran, które były zadane czarami, nie miał, co do tego wątpliwości. Blondyn przetarł twarz dłonią. To wszystko było niedorzeczne, niemożliwe. Kto mógłby jej to zrobić? Na pewno nie jej przyjaciele. Byli dobrymi ludźmi, a poza tym, długo się z nią nie widzieli, a gdy odnowili kontakt, była szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Nie miała innych znajomych, tylko.. Nicolas, jej narzeczony. Malfoy zacisnął pięści na myśl o tym facecie. Widział go tylko na zdjęciu, które stało na jej biurku, ale to mu wystarczało. Wyglądał na bydlaka. Draco znał ten typ. Niby porządny, kochający facet, a w środku kryje się bestia. Był wciekły. Nie wiedział, co robić. Dlaczego Hermiona dawała się tak krzywdzić? Przecież była silną dziewczyną, umiała się postawić. Nie raz przecież dowiodła w szkole, jak wiele potrafi znieść. Walczyła ze Śmierciożercami, pomogła Potter’owi pokonać Czarnego Pana. Dlaczego nie mogła sobie poradzić z jednym facetem? Był silny, ale co z tego? Nie znał osoby, która znała się na zaklęciach tak jak ona. Była niesamowita w czarach. Dlaczego nic nie robiła? Dlaczego mu na to pozwalała? Bała się, to oczywiste, ale mogła się postawić. Z łatwością zrobiłaby mu krzywdę. Musiał to wszystko wyjaśnić, nie mógł pozwolić, by to dalej się ciągnęło. Nie miał za wiele czasu, musiał działać szybko. Nie mógł jej pozwolić na zbyt długie obcowanie z tym draniem.
-         Obiecuję, że cię z tego wyciągnę. Obiecuję. – szepnął, dotykając jej policzka. Nachylił się nad nią, całując w czoło. – Będziesz wolna. Zobaczysz. – dodał, a potem z powrotem zapiął jej koszulę. Jeszcze jej nic nie powie. Musi wymyślić coś innego. Musi sobie z tym poradzić sam, żeby ten drań nie mścił się na niej. A gdyby tak.. Uśmiechnął się blado. Nie mogło mu się nie udać. Upewnił się, że dziewczyna wygląda normalnie. Zostawił tylko kilka guzików odpiętych, żeby miała czym oddychać. Poszukał w podręcznej apteczce eliksiru wzbudzającego. Miał nadzieję, że podziała też na omdlenie. Wziął też eliksir pieprzowy, żeby wzmocnić jej siły. Był pewien, że zwali to na zmęczenie, niewyspanie, czy coś podobnego i miał zamiar udawać, że uwierzył. Musiał ją jakoś obronić i już wiedział, co robić.

     Powoli otworzyła ciężkie powieki, jednak zaraz oślepiona światłem słonecznym, znowu je zamknęła. Nie miała jednak zamiaru leżeć bezczynnie, więc zaczęła szybko mrugać, przyzwyczajając wzrok do jasnego otoczenia. Nie zdążyła się nawet rozejrzeć, bo już nad nią zwisał Draco. Przyglądała mu się w milczeniu, zastanawiając się, czy dalej śni. Blondyn pochylał się nad nią, koszulę nad szyją miał nieco rozpiętą, a włosy roztrzepane. Patrzył na nią tym wzrokiem, wypełnionym troską, który widywała tylko wtedy, gdy udawała się do krainy marzeń. Malfoy otworzył usta i powiedział coś do niej, ale nie usłyszała. Była zbyt zajęta obserwowaniem jego pięknej, anielskiej twarzy. Diabeł w skórze anioła. Gdyby tylko mogła go mieć dla siebie. Niewiele myśląc uniosła do góry rękę, wplątując ją w jego platynowe włosy.
-         Hermiono? – spytał zaniepokojony, dotykając jej czoła i policzków. Nie miała temperatury, ale to nie tłumaczyło jej rozmarzonego spojrzenia.
-         Gdybyś tylko był prawdziwy. – westchnęła smutno, bawiąc się jasnymi kosmykami. Pogłaskała go po policzku, a potem kciukiem przejechała po lekko rozchylonych wargach. – Gdybyś tylko był taki już zawsze.
-         Hermiono? – ponowił pytanie. Był zmieszany, nie wiedział, co robić. Bał się o nią, martwił i wiedział, że musi jej pomóc. Wiedział, że nie może jej wykorzystać. Nigdy. Ale gdy mówiła do niego tym tonem, gdy tak śmiało go dotykała i patrzyła na niego tak, jakby coś znaczył, jego serce poruszało się jakby zupełnie oszalało. Chciał ją pocałować, chciał ją posiąść, mieć tylko i wyłącznie dla siebie. Chciał ochronić ją przed całym światem i dać wszystko, czego tylko zapragnie. Ale nie mógł. Wiedział, że byłaby na niego zła.
-         Nie chcę wiele. Tylko bądź. – szepnęła, a potem złapała go za kark i przyciągnęła do siebie. Delikatnie dotknęła jego warg swoimi, nie bacząc na jego zaskoczenie. Jakby  żyła w jakiejś fantazji. Jakby nie widziała, że to nie jest jej Draco. Blondyn był zaskoczony. Z jednej strony chciał się od niej osunąć, wiedząc, że będzie tego żałowała, z drugiej zaś, tak bardzo jej pragnął. Od tak dawna chciał poznać smak jej ust i teraz było mu to dane. Ujął jej twarz w dłonie, choć rozsądek kazał mu odejść. Niestety, serce wołało o wiele głośniej. Hermiona zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła unieść się lekko, gdy chłopak usiadł na dużej kanapie. Oczy miała mocno zaciśnięte, rozkoszując się smakiem jego warg. Były takie jak zawsze. Uśmiechnęła się, odsuwając od niego lekko. Draco dyszał cicho, obejmując ją mocno w pasie. Hermiona dotknęła palcem jego zaróżowionych ust i zachichotała. Malfoy błagał w duszy, żeby to wszystko się skończyło. Nie dlatego, że mu się nie podobało, o nie. Bał się raczej tego, że przyzwyczai się do rozkoszy jaką mu dawała, a potem zostanie brutalnie wzbudzony z tego snu. – Lubię je. – szepnęła, nie odsuwając palców od jego rozchylonych warg. – Bardzo lubię je całować.
-         Hermiono. – wysapał cicho. Już nie próbował jej ocucić, nie chciał by ta Hermiona odeszła. Chciał już na zawsze trzymać ją w ramionach. Nie dbać o nic, ani o nikogo, tylko o nią. Brunetka pogłaskała go po policzku, marszcząc lekko brwi.
-         Spójrz na mnie, Draco. – powiedziała spokojnie. Natychmiast wykonał jej polecenie. Uśmiechnęła się. Jak zwykle czułość biła z jego oczu. Czułość i chęć na więcej. Chęć posmakowania jej całej. Ale zaniepokoił ją strach i niepewność, która również się w nich przyczaiła. – Draco, coś nie tak? – zmartwiła się.
-         Jak coś mogłoby być nie tak, gdy jesteś przy mnie? – spytał, zaczesując jej włosy za ucho. Od razu porzuciła wszelkie niepewności. Malfoy ułożył ją z powrotem na kanapie, tak by nad nią dominować. Zaśmiała się, obejmując go mocno.
-         Nigdy mnie nie zostawiaj, dobrze? – poprosiła.
-         Nigdy. Przenigdy. Nawet gdyby mnie torturowano. – odpowiedział z pasją, machnąwszy na coś ręką, ale ona nie zwróciła na to większej uwagi. Uśmiechnęła się szeroko, dotykając jego twarzy.
-         Tak wiele dla mnie znaczysz. – wyznała i ponownie złączyła ich wargi.
      -     Chciałbym, by to była prawda. – mruknął ze smutkiem. Dziewczyna oderwała się od niego prędko. Jak mógł jej nie wierzyć? Przecież był dla niej wszystkim. Był ukojeniem w złych chwilach, był tym, który dawał jej nadzieje na lepsze jutro. A jednak nie wierzył, że ona może go kochać. – Przepraszam, Hermiono. Tak bardzo cię przepraszam. – szepnął i nachylił się nad nią. Z pasją i mocą musnął jej usta, robiąc to niemal brutalnie, jednak jednocześnie włożył w to tyle namiętności, że słowa były zbędne. Hermiona jednak była niespokojna. Nie wiedziała, za co ją przeprasza i co to wszystko ma znaczyć. Rozkoszowała się jednak pocałunkiem, gdy nagle poczuła senność i zmęczenie. Już nie miała siły oddawać pocałunku, ręka wyplątała się z włosów blondyna. Czuła jeszcze jak Draco odsuwa się od niej, powtarzając ciche przeprosiny. Co zrobiłeś ukochany?

~*~


No witam cieplutko. Rozdział publikuje dzisiaj, bo w weekend mam romans z fizyką, historią i PO, więc raczej nie będę miała czasu na ISIP.  
Tak w ogóle to dzisiaj blogspot ze mną nie współpracuje :( 
Co do rozdziału to mam mieszane uczucia, chociaż wcześniej byłam zadowolona. Teraz mam wrażenie, że troszkę przesłodziłam ten rozdział, nie chodzi mi o omdlenie Hermiony, ani całą sytuację z odkryciem, ale raczej o tą scenę po przebudzeniu, kiedy to dziewczyna nie była do końca świadoma swoich czynów. 
Mam jednak nadzieję, że nie przesadziłam. W końcu za 4 rozdziały koniec, akcja musi się toczyć szybko, prawda? :)  
Mam też przede wszystkim nadzieję, że dalsza część was nie zawiedzie.  
Nie mogę doczekać się wakacji! 

Ściskam, Nusiaa.

Rozdział V


     Hermiona krzątała się po biurze zupełnie nieobecna. Draco cicho obserwował swoją sekretarkę. Z początku uznał, że to nic wielkiemu, każdemu się zdąży zrobić błąd, czy dwa, ale po dziesiątym doszedł do wniosku, że coś jest na rzeczy. Gdy brunetka położyła na jego biurko teczkę, nie wytrzymał. Musiał coś z tym zrobić i to natychmiast.
-         Stój. – powiedział głośno, gdy kierowała się do wyjścia. – Siadaj.
-         Nie jestem psem. – oburzyła się.
-         Teraz nie mamy czasu na sceny. Siadaj. – niechętnie wykonała jego polecenie. Nie rozumiała o co chodzi. Czyżby książę był w złym humorze? A przecież rano był taki szczęśliwy. – Co się dzieje?
-         Mnie się pytasz? – prychnęła. – To ty rozkazujesz mi jak zwierzątku domowemu. Wyjaśnij mi, bo nie rozumiem, o co w tym chodzi.
-         Chodzi o to, że zupełnie dzisiaj nie kontaktujesz. Wylałaś kawę, przewróciłaś półkę, oblałaś ważne dokumenty i zrobiłaś jeszcze wiele innych rzeczy, które tobie się nigdy nie zdarzają. A teraz przyniosłaś mi złe papiery. – powiedział poważnie, patrząc na nią uważnie. Hermiona pobladła i pochyliła się nad stołem. Faktycznie, pomyliła teczki. – Powiedz mi co się dzieję. Zaczynam się niepokoić.
-         Niepokoić? – zmarszczyła brwi słysząc to. Dlaczego miałby się niepokoić? Musiałoby mu na niej zależeć, żeby się niepokoić. A ona przecież nic dla niego nie znaczy, prawda? Przynajmniej w realnym świecie. W krainie snów to co innego.
-         Dziwi cię to? Hermiono, jesteś dla mnie ważnym pracownikiem. Nie raz mówiłem ci, że liczę się z twoim zdaniem. Tylko tobie w tej firmie tak naprawdę ufam. – oznajmił, nie spuszczając wzroku z jej pięknych oczu. Bardzo je lubił, co zauważył już dawno temu. – Także proszę, powiedz mi, co się dzieje. Jak mogę pomóc?
-         Nic się nie dzieję. Wszystko w porządku. – zapewniła, choć nie była za bardzo przekonywująca. Draco posłał jej spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że tego nie kupuje. Brunetka westchnęła i przeczesała włosy. Jak nie jemu, to komu ma powiedzieć? Przecież nie Nick’owi. – J-ja.. Ja idę dzisiaj na spotkanie z Ginny. – powiedziała cicho, patrząc na niego. Draco chwilę siedział w milczeniu, by zaraz wybuchnąć gromkim śmiechem. Brunetka przyglądała się mu z niedowierzaniem, ale on nie miał zamiaru przestać. Śmiał się i śmiał.
-         Dobre, naprawdę dobre. – przyznał, cichnąć, a potem spojrzał na nią. Zesztywniał. Nie żartowała. Miała ten poważny, nieco zawstydzony wyraz twarzy. – Ty mówisz serio?
-         Tak, mówię serio, ale wiedzę dzielenie się z tobą czymkolwiek nie ma sensu, bo i tak mnie wyśmiejesz. – rzuciła urażona i podniosła się z miejsca.
-         Nie, proszę. Zostań. –  poprosił. Niechętnie wykonała jego prośbę. Draco wstał z miejsca i obszedł biurko, opierając się na jego blacie. – Wyjaśni mi, dlaczego to takie stresujące, że nie możesz normalnie funkcjonować.
-         Bo.. bo nie wiedziałam się z nią od pół roku. – wyznała zawstydzona i spuściła głowę. Była okropną przyjaciółką. – Ginny jest ciągle w trasie z Harpiami, Harry jest zajęty, jako Szef Biura Aurorów, a Ronald jako jego prawa ręka i pomocnik George’a też nie ma za wiele czasu. W dodatku.. – zawiesiła głos. Czy powinna mu mówić o takich problemach. A jak zacznie zadawać pytania? A jak zacznie dociekać? Niemożliwe. – W dodatku nie lubią mojego narzeczonego, Nicolasa, a on ich. Nigdy się nie dogadywali, więc im więcej czasu spędzałam z nim, tym mniej miałam go dla przyjaciół. Od pół roku nie widziałam się z ani z Ginny, ani z chłopakami. – przyznała ze smutkiem. – Na początku jeszcze do siebie pisaliśmy, ale potem.. sama nie wiem, kiedy kontakt się urwał. W każdym razie, wczoraj dostałam list od Ginny. Wybieramy się na wspólny lunch. To dlatego nie mogę się skupić, jestem zdenerwowana. Nie wiem, czego oczekiwać. – zakończyła, wykręcając sobie palce, jak to miała w zwyczaju w stresujących chwilach. Draco milczał przez dłuższą chwilę. Wiedział jak to jest zostać porzuconym przez przyjaciół. Po tym jak jego rodzice uciekli z pola bitwy, a on z nimi, żaden znajomy nie chciał z nim rozmawiać. Nazywali go tchórzem, choć świat nadal miał go za złego. Nie sądził jednak, że kiedyś pannie Granger przytrafi się coś takiego, że zostanie sama. Nie licząc tego narzeczonego, którego nie lubił, chociaż nawet go nie poznał.
-         Będzie dobrze. – rzucił pierwszą myśl, jaka przyszła mu do głowy. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. – Nie masz się czego bać. Zjecie dobry posiłek, napijecie się gorącej kawy, obgadacie wszystko, co stało się w ostatnim czasie, wymienicie się pikantnymi plotkami. Będzie miło, obiecuję. – powiedział cicho, kucając przed nią. Brunetka wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Chłonęła każde słowo, które wypłynęło z jego ust. Wierzyła w obietnice jakie składał. Wiedziała, że skoro Draco mówi, że tak będzie, to tak właśnie się stanie. – Będziesz się dobrze bawić, a gdy wrócisz, opowiesz mi wszystko. Zobaczysz, nie ma się czego obawiać. – uśmiechnął się lekko, zaczesując jej kilka niesfornych kosmyków za ucho, przy czym pogładził kciukiem jej policzek. Brunetka zadrżała. Miała ogromną ochotę go pocałować. Gdyby tylko mogła, to przyciągnęła go do siebie i wpiła w jego idealne, bladoróżowe wargi. – To twoja przyjaciółka. Nie ważne jak długo się nie widziałyście. Jak nie ona, to kto cię zrozumie? – zaśmiał się, a  ona razem z nim. Ty, przeszło jej przez myśl. Modliła się w duchu, aby ten moment się skończył, albo żeby ten imbecyl w końcu ją pocałował. Wiedziała, jak okropne były to myśli, wiedziała, że nie powinna, że nie może, ale nie mogła ich powstrzymać. – Odpocznij trochę, wypij coś i wracaj do pracy. A lunch... Jesteś mi potrzebna, więc nie mogę ci dać całego dnia wolnego, ale co powiesz na dodatkową godzinę?
-         Byłabym bardzo wdzięczna. – powiedziała prędko, szeroko się uśmiechając. Może i nie była w najlepszej formie, może i miała więcej sekretów, niż inni mogli się spodziewać, może od dawna nie była szczęśliwa, ale Draco potrafił powoli rozbijać jej skorupkę, którą dokładnie się otoczyła po oświadczynach Nick’a.
-         Świetnie. W takim razie, zrób nam obojgu coś do picia. Tylko niczego nie rozlej, nie mam za dużo tej maści na oparzenia. – rzucił z lekkim uśmiechem i wyprostował się. Hermiona od razu uczyniła to samo, przez co stali niebezpiecznie blisko siebie. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło ją od jego silnego, wysportowanego ciała. Od ciała, które nawiedzało ją w snach. Uniosła niepewnie głowę, wpatrując się w jego szare tęczówki, od których nigdy nie mogła oderwać wzroku. Draco przełknął ślinę, czując jak robi mu się gorąco. Ostatnimi czasy z jego ciałem i umysłem działo się wiele różnych, przerażających rzeczy.
-         Dziękuję. – szepnęła, wyginając usta w lekkim uśmiechu. Malfoy miał ochotę złapać jej twarz w dłonie i wpić się w jej wargi. Musiał jednak o tym zapomnieć. Ona miała narzeczonego, już nie raz to podkreśliła.
-         Nie ma za co. – odpowiedział równie cicho. Stali tak jeszcze przez kilka sekund, by potem rozejść się w różne kąty pomieszczenia. Jednak nie opuściła ich gorąca chęć pocałowania drugiego.

     Siedziała przy okrągłym stoliku w knajpce niedaleko banku. Była chwilę przed czasem, by uspokoi swoje skołatane nerwy. Draco naprawdę jej pomógł. Wyciszyła się i trochę odprężyła, przez co mogła normalnie funkcjonować, ale kiedy wybiła godzina lunchu wszystko wróciło. Wyginała palce na wszystkie strony, odwracając się w stronę drzwi za każdym razem, gdy słyszała, że ktoś wchodzi. Zerknęła na zegarek. Już czas. Wbiła wzrok w wejście i czekała. Kilka minut później przez drzwi przeszła niska, ognistowłosa kobieta. Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu przyjaciółki i uśmiechnęła się szeroko, gdy tylko ją znalazła. Hermiona podniosła się, widząc jak ruda idzie w jej kierunku. Czuła, że nogi ma jak z waty. Oby tylko nie straciła równowagi.
-         Hej! – zawołała radośnie Ginevra, a potem zamknęła przyjaciółkę w żelaznym uścisku. I to wystarczyło, żeby cały stres z niej uleciał. Nie miała się już czego obawiać, przecież była z nią Ginny.
-         Cześć. – odpowiedziała cicho, obejmując rudą. Po chwili obie siedziały na swoich miejscach, czekając na zamówienie. – Więc opowiadaj, co u ciebie?
-         Tak wiele się zmieniło. – westchnęła rozmarzona. – Cieszę się, że wreszcie mamy chwilę, by się spotkać. I przepraszam za to, ze tak długo się nie odzywałam. Ja i chłopcy, naprawdę jest..
-         Daj spokój. Ja też mogła przecież coś zrobić w tym kierunku. Z resztą, to teraz nie ma znaczenia. Jesteś tu i to się liczy. – odparła ze szczerym uśmiechem.
-         No dobrze. – mruknęła niepewnie ruda, by zaraz się uśmiechnąć. – Tyle mam ci do opowiedzenia. Obawiam się, że nie zdążymy dzisiaj wszystkiego przegadać.
-         Nie szkodzi. Mów, co się dzieję w wielkim świecie sportu.
-         Cóż.. odeszłam.
-         Co?! Ale dlaczego?
-         Wiele rzeczy mnie rozczarowało w tym zawodzie, chociaż, żadne nie zmusiłaby mnie do odejścia, nie licząc jednej, drobnostki. – uśmiechnęła się szeroko, dłonią dotykając brzucha. – Oczekujemy z Harry’m na narodziny naszego pierwszego dziecka.
-         O mój Boże! To wspaniale! Gratuluje! – zawołała szczęśliwa. – Który to już miesiąc?
-         Trzeci, ale jeszcze niczego nie widać. Przynajmniej nie na brzuchu. – rzuciła żartobliwie, a Hermiona zachichotała.
-         Nie chciałam mówić, ale zauważyłam, że ten wielki dekolt jest do ciebie niepodobny. Zawsze żałowałaś rozmiaru swoich piersi, a tu proszę, nagle tak się zmieniły.
-         Wiem! Uwielbiam je. Wszystkie sukienki, którym musiałam odmówić, są teraz idealne.
-         Bardzo się cieszę z waszego szczęścia. Ale co będziesz robić? Wiem, że długo nie wysiedzisz w domu.
-         Ja też to wiem. – zaśmiała się. – Zapewne nie znasz tych wszystkich małych klubów w Anglii? – spytała, a brunetka pokręciła głową. Nigdy nie interesowała się Quidditchem. Znała zasady, mniej więcej kojarzyła też drużyny, ale nigdy jakoś nie lubiła tego sportu. Chodziła na mecze dla chłopaków i Ginny. – W każdym razie, jest kilka małych klubów, które walczą zawsze w Pucharze Wielkiej Brytanii. To cos takiego jak Światowy Puchar, tylko na mniejszą skalę. Grają też wiele meczów towarzyskich i tym podobne. Zaraz po tym jak odeszłam, skontaktował się ze mną jeden facet. Powiedział, że szkoda mojego talentu i zapytał czy nie chciałabym grać w Anglii. Byłabym bliżej domu. Spodobała mi się ta oferta, ale nie mogę grać. Przynajmniej na razie. Wiesz jak wiele jest wypadków na miotle. Co jak spadnę i coś się stanie dziecku? – zrobiła przerażoną minę. Hermiona skinęła głową. Zawsze uważała Qudditcha za niebezpieczny, tym bardziej dla kobiety w ciąży. – Po długich rozmowach doszliśmy do kompromisu. Na razie będę pomagać trenować drużynę. Głownie będę wtrącać jakieś moje uwagi, które będą miały pomóc graczom. Jeśli okaże się być w tym dobra, awansuje na trenera głównego. Jeśli nie, to po prostu po jakimś czasie od porodu, gdy będę mogła zostawić dziecko pod czyjąś opieką, znowu zacznę grać. Będę blisko domu i nie będę wyjeżdżać poza teren Wielkiej Brytanii.
-         To świetna okazja. Będziesz mogła robić to, co kochasz i wychowywać maleństwo. Co na to wszystko Harry?
-         Z początku był do tego sceptycznie nastawiony. Wiesz, że wolałby, żebym siedziała w domu i robiła za gosposię. Nie żebym miała z tym problem, moja mama nie pracowała przez większość czasu, gdy nas wychowywała, ale ja nie jestem taka jak ona, wbrew temu, co mówią ludzie. Lubię robić wiele rzeczy na raz i nie widzę, dlaczego nie mogłabym pracować. Z resztą, powiedziałam mu, że on nie zrezygnowałby z ukochanej pracy, więc ewentualnie przystał na moja propozycję.
-         To wszystko brzmi naprawdę cudownie. Cieszę się, że wam się układa.
-         Dziękuję, jesteś kochana. – uśmiechnęła się ruda, gdy akurat kelner podał im jedzenie. Podziękowały i zabrały się za jedzenie. – Ale dość o mnie, powiedź, co u ciebie.
-         U mnie? Mam wrażenie, że u mnie nic się nie zmieniło. Ta sama praca, ten sam narzeczony, to samo mieszkanie. – zamyśliła się. – Mam wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu.
-         Daj spokój, coś musiało się zmienić. – powiedziała zdecydowanie z lekkim uśmiechem ruda, choć tak naprawdę była zaniepokojona sytuacją przyjaciółki. Nigdy nie lubiła Nicolasa i Hermiona nie wyglądała na szczęśliwą. – Ustaliliście datę ślubu?
-         Jeszcze nie. Na razie nie mamy czasu na ślub, jesteśmy zabiegani. Ale myślę, że najlepiej byłoby zrobić to w wakacje, w przyszłym roku.
-         Kochanie, ślub nie jest czymś, co się po prostu robi. – odezwała się niepewnie pani Potter. – To bardzo poważny krok i najcudowniejszy dzień w życiu kobiety. Ron mówi, że dla faceta to prawie jak pogrzeb, ale nie słuchajmy tego, co on ma do powiedzenia. – zażartowała. – To najwspanialszy dzień dla zakochanych. Tobie brakuje tej iskry szczęścia, kochanie. Coś się dzieje? Wiesz, że mi możesz powiedzieć.
-         Wszystko w porządku. – zapewniła, choć nie była zbyt przekonywująca. – Jestem po prostu zmęczona, a poza tym popadłam w rutynę. Wydaje mi się, że wszystko zmieniło się trochę z odejściem Malcolma na emeryturę i..
-         Czekaj, Malcolm odszedł? Kto teraz zarządza firmą? – spytała.
-         Tak, odszedł. Uznał, ze jest za stary do tej roboty i potrzebuje odpoczynku. – wyjaśniła, wzdychając z sentymentem. Tęskniła za tym staruszkiem, choć Draco dobrze sobie radził. No właśnie, Draco. – Firmę przejął Draco Malfoy. Wiesz, że dzieci Malcolma nigdy nie interesowały się interesem. Draco też nie bardzo chciał ten stołek, ale złożył wieczystą przysięgę, że dopilnuje interesu po odejściu Malcolma.
-         Draco Malfoy? I ty mówisz, że nic się nie zmieniło! Jak ci się z nim pracuje? Jest dla ciebie dobry? Jeśli nie to powiedz, ja już go utemperuje! No i jak wygląda? Słyszałam od kilku osób, że nieźle się teraz prezentuje. – wyrzuciła z siebie na jednym tchu, przy ostatnich słowach puszczając do niej oczko. Hermiona zarumieniła się. Żeby tylko nieźle się prezentował.
-         Wszystko jest w porządku. Jest dla mnie miły i naprawdę zna się narzeczy. – zapewniła i zamilkła na chwilę. Lekki uśmiech wpłynął na jej wargi na wspomnienie blondyna.
-         Co?
-         Hm? – spytała, wyrwana ze swoich przemyśleń.
-         Miałam taki wyraz twarzy i ten uśmiech.. Nie mów, że coś się między wami dzieje!
-         Nie, nie. Nic z tych rzeczy. – odparła prędko. Chciałaby, oj chciała. – Chodzi po prostu o to, że.. praca jest świetna. Draco powiedział ostatnio, że liczy się z moim zdaniem i tylko mi w tej firmie ufa.
-         Wow. Tego się po nim nie spodziewałam. Ale to chyba dobrze, prawda?
-         Tak. Tak myślę. Ostatnio dał mi zadanie. Wpadłam na pomysł dla małych firm i powiedział, że skoro ja to wymyśliłam, to ja powinnam się tym zająć. – powiedziała z szerokim uśmiechem. Z uśmiechem, którego jej twarz nie widziała od dawna.
-         To znakomicie! No proszę, widzę, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. No ale nie odpowiedziałaś mi, jak wygląda!
-         Normalnie. – bąknęła, odwracając wzrok, ale nie mogła nic poradzić na rumieńce, które zakwitły na jej twarzy.
-         Zdecydowanie nie wygląda normalnie. Rumienisz się! Opowiadaj ze szczegółami.
-         Nie ma co opowiadać. – westchnęła. – Malfoy jest Malfoy’em. Jest tak wysoki, że nawet gdy stoją schodek wyżej od niego, nadal jestem niższa. Jednocześnie zmienił się i nie. Nabrał ciała, jest naprawdę wysportowany i.. – zawiesiła głos, spuszczając głowę. – Zdecydowanie wyprzystojniał, o ile to w ogóle możliwe.
-         No, no! Hermiono Granger on ci się chyba podoba!
-         Wcale, że nie! – oburzyła się, patrząc z przerażeniem na przyjaciółkę. Nikt nie mógł wiedzieć jak bardzo bliski jej sercu był Malfoy. – Mam narzeczonego, nie wiem czy pamiętasz i..
-         Wiesz, co czuję względem twojego narzeczonego. – przerwała jej. – Z resztą to nie znaczy, że inny facet nie może ci się podobać. No chyba, że jesteś w Malfoy’u zakochana, to już stwarza pewien problem.
-         Nie wygaduj głupot. To mój szef i w dodatku Malfoy. – mruknęła, choć żadna z tych rzeczy wcale jej nie obchodziły. To Nick był przeszkodą.
-         Co z tego? Serce nie sługa. – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko. – Dam ci już spokój z tym Malfoy’em, innym razem go obgadamy. Mam ci tak dużo do opowiedzenia. – powiedziała z entuzjazmem. Hermiona mimowolnie wygięła usta w uśmiechu. Draco miał rację. Było miło i zapowiadało się jeszcze lepiej.


~*~

Dobry wieczór. Witam was dzisiaj kolejnym rozdziałem. 
Chciałam wam dać znać, jak wiele znaczą dla mnie wasze komentarze i wsparcie. Nie jest ich dużo, ale nie liczy się ilość, a jakość. Jestem wdzięczna za czas, który poświęcacie, żeby wystukać tych parę, miłych słów. Od razu japa się cieszy. :)
Dzisiaj chciałam wam powiedzieć o tym filmie, który dosłownie przed chwilą obejrzałam. Najpiękniejszy film jaki widziałam. Zaginiona Walentynka. Nie będę wam opowiadać, o czym to jest, ale jeśli szukacie prawdziwego wyciskacza łez, to jest to film dla was. Przez prawie cały czas chciało mi się płakać, a trochę przed końcem rozpłakałam się jak beksa i tak już do samego końca. Film naprawdę piękny. Gdyby tylko miłość, jaką w nim opisują, istniała.. Ach. Polecam, naprawdę. 
A co do rozdziału, jestem zadowolona, że trzymam się terminów. Często mam z tym problemy :)
Mam nadzieję, że się podoba i że mieliście miły tydzień. Ja dzisiaj wyruszyłam z mamą na zakupy. Mieszkam blisko centrum, a poza tym pogoda w Gdańsku jest cudowna, więc szłyśmy na piechotę, co było okropną męczarnią. Nogi mnie bolały, a także było gorąco. No ale zakupy udane. Jestem naprawdę zadowolona z moich nabytków :)
A jaka jest pogoda u was? Cieszycie się zbliżającymi wakacjami? 

Ściskam, Nusiaa.