Rozdział III


     Była głupia, że się tam pojawiła. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Że pójdzie i nic złego się nie wydarzy? Jasne! Gdy tylko następnego dnia Nicolas wszedł do mieszkania zaczęło się prawdziwe piekło. Najpierw tylko krzyczał, potem doszła do tego przemoc. Najpierw tylko bił, dopiero potem dobył różdżki. Wtedy zaczęła się prawdziwa katorga. Nie pamiętała dokładnie, jakimi zaklęciami w nią rzucał. Z resztą, jakie to miało znaczenie? Jej wiedza nie zmieniłaby faktu, że wiła się z bólu, płacząc i krzycząc. Gdy już myślała, że Delafoe przestał, ten złapał ją mocno w za nadgarstki i podniósł do góry. Zaczął ją całować, jak zwykle, bardzo brutalnie i nachalnie. Nawet nie próbowała się wyrwać, nie było warto. Próbowała złagodzić ból myślą o Malfoy’u, ale nie potrafiła. Zbyt trudno było wyobrazić go sobie teraz, kiedy odczuwała ten okropny ból. Z resztą, to on był powodem tego wszystkiego. A raczej oni oboje. Ich zdjęcie było na okładce wszystkich czarodziejskich i mugolskich gazet. Nawet nie zwróciła uwagi na reporterów, którzy tylko czekali na jakiś ruch ze strony Malfoy’a. No i doczekali się. Z bólem zniosła wszystko, co robił jej narzeczony. Nigdy przedtem nie przeżyła takiego piekła. Sama dziwiła się, skąd łzy, które nieustannie spływały po jej policzkach. Czy nie wyczerpała już życiowego limitu? Postanowiła nie myśleć więcej o blondynie, odepchnąć go w najciemniejszy, najmniej odwiedzany zakamarek swojej głowy. Ale czy mogła? To nie było przecież takie proste..
     Kolejne dwa miesiące zleciały jej na ciężkiej pracy i przygotowaniach do zmiany prezesa, a oprócz tego na nieprzyjemnościach w domu. Jak wcześniej jakoś im się zaczęło układać, tak wszystko teraz zostało zniszczone. Jej szczęście runęło jak domek z kart. Ale czy ona była szczęśliwa? Nie, po prostu nie była już tak często maltretowana, a to dawało jej, jako takie szczęście. Dni przelatywały jej przez palce. Nie chciała, żeby Malcolm odchodził. Modliła się w duchu, że to zwykły, głupi żart, ale nic z tego. Decyzja została podjęta. Lada chwila to Draco Malfoy miał zostać jej przełożonym. Była pewna, że nie zagrzeje w firmie miejsca na dłużej. Z pewnością będzie chciał ją wywalić, jak najszybciej. Gdy tylko jej umowa z firmą straci ważność, wyleci. Nawet nie miała nadziei na to, że przedłuży współpracę. Przecież to było zupełnie nierealne.
     W końcu nastał ten smutny dzień, którego Hermiona straszliwie się obawiała. Ostatni dzień Strafens’a w pracy, a tym samym, czas wprowadzenia Malfoy’a w życie firmy. Denerwowała się i to jak cholera. Próbowała się zająć wszystkim, byle by nie myśleć o mężczyźnie, ale było to trudniejsze niż myślała, tym bardziej, że Malcolm postanowił, że ona zajmie się gościem razem z nim. Zaprotestowała, tłumaczyła się nawałem pracy, ale prezesa nic nie obchodziły jej wymówki. W końcu postawił na swoim. Brunetka siedziała w jego gabinecie jak na szpilkach, wyczekując godziny dziesiątej. Sama nie wiedziała, czy bardziej była podekscytowana, czy zdenerwowana. Niespełna pięć minut po czasie, w pokoju rozległo się pukanie. Jakby z oddali słyszała niewyraźny głos Malcolm’a, który oznajmił gościowi, że może wejść. Drzwi się otworzyły, a próg gabinetu przekroczył przyszły prezes. Hermiona nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że wstrzymała oddech. Wpatrywała się w niego intensywnie. Ubrany był w jasne, beżowe spodnie i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Włosy miał roztrzepane, zupełnie jakby w ogóle się nimi nie zajął po kąpieli, a na jego ustach krążył lekki, trochę ironiczny uśmieszek. Podniosła się, gdy tylko Malcolm przywitał się z następcą.
-         Dzień dobry. – przywitała się uprzejmie, skinąwszy na niego głową.
-         W rzeczy samej, bardzo dobry. – odpowiedział, łapiąc jej dłoń, którą zaraz pocałował. Zaskoczył ją. Była pewna, że zacznie się od kłótni, wyzwisk, czy chociaż ironii z jego strony. Przecież Malcolm doskonale wiedział, jak jest między tą dwójką. Była pewna, że zwariowała, że sobie to wszystko wyobraziła. A jednak, Malfoy nadal stał przed nią, niestety, już nie trzymając jej dłoni w swojej. – Od czego zaczynamy? – spytał blondyn, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.
-         Myślę, że na początek Hermiona oprowadzi cię po firmie. – odparł staruszek, siadając z powrotem za biurkiem i uśmiechnął się do ulubionej dwójki. – No dalej, młodzieży, idźcie się zabawić. – dodał wesoło.
-         Bardzo zabawne. – obruszyła się Hermiona. – Zapraszam za mną, panie Malfoy. – powiedziała, tym razem w stronę blondyna. Posłusznie za nią ruszył, nie odmawiając sobie przyjemności, jaką niewątpliwie było przyglądanie się jej zgrabnej figurze i pośladkom. Musiał się powstrzymać, by nie rzucić jakiegoś głupiego komentarza w jej stronę.
-         Panie Malfoy? – spytał za to, kiedy byli już w jej królestwie. – Możemy chyba pominąć wszelkie formalności, prawda? Dobrze się przecież znamy.
-         Mam inne zdanie na ten temat. – odparła, odwracając się w jego kierunku. – Z resztą, będziesz moim szefem, nie kolegą. – dodała stanowczo, więc uniósł ręce w geście obronnym. Nie, to nie. Przynajmniej próbował. – To jest moje biuro, jak się domyślasz. Będę tu przez większość czasu, więc jeśli wpadniesz na pomysł, bzykania jakiejś ładniutkiej pracownicy u siebie, to znajdź proszę, jakiś schowek. – rzuciła z niesmakiem. Tak właściwie nie chciała, by bzykał kogokolwiek. W schowku, w gabinecie, czy gdzieś indziej. Potrząsnęła głową. To były głupie sny. Nic nie znaczące wymysły. To, że był jej odskocznią i ratunkiem nie znaczy, że będzie nią teraz.
-         Po co mi, jakieś tam pracownice, jak mam gorącą sekretarkę? – odpowiedział z filuternym uśmiechem, podchodząc do niej. Zatrzymała go gestem ręki.
-         Mam narzeczonego, Malfoy. – powiedziała stanowczo, a przynajmniej próbowała. Prawda była taka, że nogi jej zmiękły na widok jego uśmiechu, na dźwięk głosu i na samą myśl o tym, że mógłby ją teraz dotkać, czy pocałować, jak w jej snach. Szybko odrzuciła od siebie te myśli. Powinna się skupić! – Chodźmy dalej. – zarządziła, nie patrząc na niego. Tak będzie najlepiej. W ogóle nie będzie utrzymywała z nim kontaktu wzrokowego, albo najlepiej nałoży mu torbę papierową na głowę. Tak, to jest dobry pomysł.
     Gdy tylko skończyli swoją wyczerpującą podróż, wrócili do gabinetu Strafens’a. Staruszek uśmiechnął się na ich widok. Przywołał Dracona do siebie, pozwalając brunetce trochę odetchnąć. Hermiona rozsiadła się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie i zrzuciła obcasy na ziemię. Rozpuściła też długie włosy, przeczesując je palcami. Odetchnęła z rozkoszą. Zazwyczaj jej praca nie wymagała chodzenia po firmie, a jak już gdzieś szła, to niedaleko. Jeden raz chyba tylko obeszła wszystkie działy, w dniu swojego zatrudnienia. Czując na sobie czyjś wzrok, podniosła głowę. Malfoy opierał się o blat biurka, jednak w ogóle nie interesowało go to, co miał mu do pokazania Malcolm. Staruszek również zauważył brak skupienia u zastępcy, więc powiódł za jego wzrokiem. Uśmiechnął się lekko.
-         Hermiono, czy mogłabyś nie rozpraszać nowego szefa? – spytał rozbawiony. Panna Granger porządnie się zarumieniła i usiadła prosto jak struna.
-         Nie miałam takiego zamiaru. – odpowiedziała na swoja obronę.
-         Nie wątpię. – przytaknął staruszek. – Może zrób nam kawę, hm? – zaproponował. – Przynajmniej na chwilę oderwę jego wzrok od ciebie. – dodał, poklepując Malfoy’a po policzku. Blondyn oburzył się i przetarł miejsce, które zetknęło się z dłonią Malcolm’a. Hermiona zachichotała i podniosła się z kanapy. Nie kłopotała się ubieraniem z powrotem szpilek, tylko od razu podeszła do ekspresu do kawy, który miał swoje miejsce w odległym kącie gabinetu. Nuciła pod nosem, przygotowując kawę dla siebie i pozostałej dwójki. Jedną, nie za mocną, dla Malcolm’a i dwie czarne, gorzkie. Nawet nie zapytała Draco jaką kawę lubi. Zrobiła ją odruchowo, jakby nie był to pierwszy razy. Jakby doskonale wiedziała, czego chciał. Położyła kubki na tackę i ruszyła w stronę biurka. Podała obojgu napój bogów, a potem klapnęła na fotelu przed nimi. Upiła łyk czarnej ambrozji, nie zwracając uwagi na obu panów.
-         Hm. – mruknął Malfoy, odsuwając od siebie kubek. – Teraz chyba wiem, co miałeś na myśli, mówiąc najlepsza i najwspanialsza sekretarka. – powiedział, marszcząc lekko brwi. Pozostała dwójka spojrzała na niego, trochę zdziwiona. – Kawę to ona parzy doskonałą, a nawet nie zapytała, jaką lubię. – wyjaśnił. Malcolm zaśmiał się wesoło, powracając do pokazywania mu czegoś w laptopie, a brunetka ponownie się zarumieniła. Cholera, czy ona nie myśli? Może jeszcze mu powie, że gdy bardzo boleśnie kocha się z narzeczonym, to wyobraża sobie jego? Co za idiotka!
     Do domu wracała o tej samej porze, co zwykle. Codzienna rutyna. Weszła cichutko do mieszkania i upewniła się, czy narzeczonego jeszcze nie ma. Nie było. Odetchnęła z ulgą i skierowała się do łazienki. Długa kąpiel jak zwykle pomogła na skołatane nerwy. Wypiła dwie lampki wina, dla poprawy humoru. Udało się od razy, bo głowę przecież miała koszmarnie słabą. Nie pamiętała kiedy Nicolas wrócił do domu. Nie był w humorze, ale widząc ją, pod lekkim wpływem, uśmiechnął się. Zawsze lubił, gdy trochę wypiła. Łatwiej ulegała i była potulna. W gruncie rzeczy nie lubił jej krzywdzić. Każdy cios bolał i jego, każda uroniona przez nią łza, była jak sztylet wbity w serce. A jednak nie umiał inaczej. Tylko to znał, tego się nauczył w swoim życiu. Nie potrafił inaczej jej traktować. Dlatego wolał, gdy była posłuszna. On nie musiał sprawiać im bólu, ona nie była taka smutna, nie cierpiała. Pozornie, oboje coś na tym zyskiwali.
     Weekendy zazwyczaj mają to do siebie, że mijają szybko i człowiek musi powrócić do szarej, smutnej rzeczywistości. Z nią zawsze było trochę inaczej. Weekendy były zazwyczaj najmniej przyjemnym czasem, w całym tygodniu. Czterdzieści osiem godzin z Nick’iem nie były najlepszą perspektywą. Ten weekend minął jej jednak, znacznie za szybko, a to dlatego, że tak bardzo nie chciała poniedziałku. Bała się, nie wiedziała, czego oczekiwać. W końcu od początku tygodnia, to Draco miał zajmować się firmą. Malcolm przez jakiś czas będzie go kontrolował, czasem wpadnie do biura, ale w gruncie rzeczy, to Malfoy rządził firmą. Najgorsze jednak w tym wszystkim miało być to, że będzie go widywała codziennie, przez kilka godzin. Może jeszcze nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że znowu siedział w jej głowie. Zamykając oczy widziała jego przed sobą, mimo, iż nie próbowała. Teraz to on wkradał się do jej myśli nieproszony. Próbowała o nim zapomnieć, wymazać z pamięci wszystkie sny, ale nie potrafiła. On ciągle wracał. Była już nawet gotowa, za pomocą magii wyrzucić wspomnienia o nim, ale nie umiała. Ręka jej drżała, straciła nad nią jakiekolwiek panowanie. Niewykonalnym było pozbycie się tego łajdaka, więc musiała się przyzwyczaić do faktu, że będzie go ciągle widywać.
     Rankiem robiła wszystko powoli, niechętnie. Odwlekała wyjście na ostatnią chwilę, choć, co jakiś czas zerkała na zegarek, aby się nie spóźnić. Przygotowania, które zazwyczaj szły jej sprawnie, trwały znacznie więcej niż powinny. Niby przypadkiem zapomniała telefonu z szafki nocnej, czy portfela, z wczorajszej torebki. Ostatecznie i tak wyszła z domu z dużym zapasem czasu. Postanowiła, że przejdzie się, bo przecież nie miała, aż tak daleko. Specjalnie wybrała drogę przez park, ciesząc się porannymi promieniami słońca. Niedługo miało nadejść lato. Westchnęła ciężko. Niegdyś nie lubiła go, bo była z daleka od Hogwartu, potem pokochała wylegiwanie się i słodkie nic nieróbstwo, ale teraz.. Teraz w ogóle nie lubiła tej pory roku. Zazwyczaj chodziła w luźnych, ale dłuższych ubraniach, ukrywając liczne sińce na skórze. Zazdrościła tym wszystkim pięknym pannom, które mogły chwalić się swoimi figurami i zdrową, piękna opalenizną, podczas, gdy Hermiona była zupełnie blada. Żałowała, że nie może swobodnie wylegiwać się na plaży, czy nosić bluzki odsłaniającej pępek. Kiedy na imprezach wszyscy się bawili, ona naciągała mocniej sukienkę, chcąc uniknąć niezręcznych pytań. Co się stało, Hermiono? Skąd ten siniak? – pytaliby. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Czasem dziwiła się sobie, że w dalszym ciągu trwa przy Nicolas’ie. Gdzie podziała się ta odważna Gryfonka, która nie da sobie w kaszę dmuchać? Nie wiedziała. Hermiona-Wiem-To-Wszystko-Granger umarła razem z wszystkimi poległymi w ostatecznej bitwie o Hogwart. Dalej dążyła do tego, by być najlepszą. Ciągle walczyła o swoje marzenia, ale w jej staraniach było coś.. obcego. Nie cieszyła się już z najdrobniejszej rzeczy, nie przywiązywała takiej uwagi do szczegółów, jak niegdyś. Prawdziwą radość sprawiały jej ogromne przetargi, do których się przyczyniła, ale już nie radowała się tak z powodu najmniejszej pochwały ze strony szefa. Uśmiech, który zwykle jej towarzyszył był sztuczny, wymuszony. Była wypruta z pozytywnych emocji. Nie pamiętała, kiedy tak naprawdę czuła się szczęśliwa. Jej życie było monotonne, nudne. Codziennie to samo. Praca, powrót do domu i Nick. Nic więcej. Nie walczyła o szczęście jak dawniej, nie brała go garściami. Straciła entuzjazm, który w sobie miała. Straciła prawdziwą Hermionę. 


~*~

No hej. Miało być wczoraj, ale jakoś nie wyszło. Szybko się jednak rehabilituje i proszę, oto jest kolejny rozdział.  Współczujecie Hermionie? Ja bardzo. Ciężko sobie wyobrazić, że ta silna, przemądrzała Granger daje sobą tak pomiatać, prawda? Ale czego można się spodziewać? Nie miała już przy sobie dwóch wiernych przyjaciół, którzy zawsze jej chronili. Nie było nikogo kto by wyciągnął do niej pomocną dłoń? A może jest? A może Nick w końcu się zmieni? A może przerwie jej katusze i po prostu ją zabije? Przesadzi? Tego dowiecie się za jakiś czas :D hihi
Mam już dość szkoły. Boże, nie wiem kto to wymyślił. -.-
Ogólnie jest smutno, nudno, bez zmian. Było coś, nie ma nic.. Faceci są do kitu. Czekam na przyjazd mojego ukochanego przyjaciela. Potrzebuję znaleźć się w jego ramionach jak najszybciej! 
Nigdy nie zrozumiem facetów i ich toku myślenia. Niby to my jesteśmy skomplikowane, a to oni wodzą nas za nos i dają fałszywe nadzieje. Myślą, że wiedzą wszystko, że każda kobieta jest taka sama. Gówno prawda. Nie wiedzą nic. 
Ech, nie truję. Życzę miłego weekendu. 

Ściskam, Nusiaa.

Rozdział II


     Miesiąc minął szybciej, niż się spodziewała. Nawet nie zauważyła, kiedy był piątek. Na samą myśl, że jutro miała udać się na bankiet, przewracało jej się w żołądku. Nie lubiła takich przyjęć. Czuła, że tam nie pasuje. Nieprzyjemny wzrok arystokracji sunął po jej ciele z pogardą. Pocieszał ją jedynie fakt, że Nick wyjechał w delegacji i mogła spokojnie udać się na bankiet. Gdyby tu był.. Wolała nie myśleć, jaką cenę zapłaciłaby za pojawienie się tam. Nie byłaby sobą, gdyby nie zauważyła, że sprawy z narzeczonym zdawały się poprawić. Głownie powodem tego była jej potulność, ale nie zmieniało to jednak faktu, że siniaki, które jej zaserwował miesiąc wcześniej, znikły prawie całkowicie. Jej skórę pokrywały już nieliczne rany, których i tak nikt nie był w stanie dostrzec pod sukienką, którą kupiła. Głupio było jej przyznać, ale głównym powodem tak świetnych stosunków między nimi był Malfoy. Od tamtej nocy śnił jej się coraz częściej. Zazwyczaj robili coś zwyczajnego, nie mającego znaczenia. Siedzieli pod drzewem nad jeziorem rozmawiając, lub leżeli na kocyku, na pięknej łące, po prostu wpatrując się w siebie. Przełomem był sen, w którym Draco nachylił się nad nią i pocałował. Delikatnie i krótko, jednak wystarczająco, by czuła jego wargi po przebudzeniu, zupełnie jakby naprawdę ją pocałował. Myśli o Malfoy’u pomagały jej przetrwać. Gdy czuła na ciele brutalny dotyk Nicolas’a, pod zaciśniętymi powiekami widziała blondyna, który obchodził się z nią jak ze szkłem. Łapczywe pocałunki, zastępowały jej delikatne muśnięcia. Raz musiała się nawet powstrzymać, by nie wykrzyknąć imienia znienawidzonego Ślizgona. To wszystko wymykało się spod kontroli i Hermiona doskonale o tym wiedziała. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, ale nie potrafiła po prostu wyrzucić arystokraty z głowy. Na szczęście udało jej się to w ostatnim tygodniu. Była zbyt zabiegana, żeby myśleć o blondynie. Zajmowała się przygotowaniem całego przyjęcia. Wybierała kwiaty, zamawiała jedzenie i załatwiała kapelę. Dwadzieścia cztery godziny dzieliły ją od odkrycia tajemnicy. Kim był tajemniczy zastępca Malcolm’a?
     Wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik. Dopilnowała, aby kwiaty były świeże, a dania dokładnie takie, jakie wybrali. Sprawdziła jeszcze raz dekorację i z zadowoleniem przyznała, że wszystko było gotowe. Westchnęła, wychodząc z dużego budynku, w którym miał się odbyć bankiet. Otuliła się mocniej płaszczem. Było jeszcze dość chłodno, jak na kwiecień. Powoli przemierzała londyńskie ulice. Do przyjęcia miała jeszcze kilka, dobrych godzin. Nie chciała tam iść, ale niestety nie miała wyboru. Mus to mus.
     Weszła na wielką salę i nie potrafiła powstrzymać nikłego uśmiechu. Musiała przyznać, że takie bankiety miały w sobie jakiś urok. Odebrała od młodego kelnera kieliszek szampana i stanęła na uboczu. Wzrokiem wodziła po tłumie ludzi, próbując znaleźć w nim Malcolm’a. Gdy tylko jej się udało, ruszyła szybko w jego kierunku, przeciskając się między rozmawiającymi grupkami.
-         Hermiona! – zawołał z uśmiechem Strafens. Kobieta odwzajemniła gest, podchodząc do szefa. – Już myślałem, że się nie pojawisz.
-         Jakże bym mogła! – odparła, oburzona. – Przecież mówiłeś, że obecność obowiązkowa.
-         O! I to właśnie, panowie, wzorowa pracownica. – rzucił w stronę kolegów, z którymi stał. Grupka mężczyzn zaśmiała się serdecznie, po chwili witając brunetkę. Rozmawiali spokojnie, gdy jakiś młodzieniec podszedł do Malcocm’a i poinformował go, że już czas. Staruszek skinął głową i wskazał Hermionie drogę. Nie protestowała, ani o nic nie pytała, tylko ruszyła we wskazanym kierunku. Zaraz się okazało, że zaprowadził ja do stolika. Odsunął jej krzesełko i poinformował, że zaraz wróci. Chwilę siedziała z żoną Strafensa, jego siostrą i szwagrem, zastanawiając się, gdzie polazł jej szef. Obiecała sobie, że go zabije za zostawienie samej sobie. Owszem, lubiła Juliette, jego małżonkę, z wzajemnością, jednak czuła się dziwnie niezręcznie w tym, bądź, co bądź, starszym towarzystwie. Gdy już miała wstać, niby to mówiąc, że idzie do toalety, głos zabrał dobrze jej znany staruszek, stojący na podeście.
-         Witajcie przyjaciele. – odezwał się z szerokim uśmiechem. – Jesteśmy tutaj by świętować. Założę się, że moje odejście będzie ulgą, dla połowy z was. – zażartował, a po sali rozległy się śmiechy. – Ale nie martwcie się, nie pozbędziecie się mnie tak szybko! – zwołał wesoło. – Chciałem was zapewnić, że mój zastępca, będzie doskonałym, rozsądnym szefem. Ufam mu, jak nikomu innemu, więc i wy bez wahania możecie mu zaufać. – mówił, a Hermiona przyglądała mu się z zainteresowaniem. Kiedy w końcu go przedstawi!? – Jest to człowiek rozsądny, godny tego stanowiska i całkowicie kompetentny. Wniesie do firmy wiele dobrego, a przede wszystkim, młode podejście. – uśmiechnął się. – Z tego miejsca chciałbym przywitać w firmie mojego zastępcę i przyjaciela. – zrobił dramatyczna pauzę i odwrócił się gdzieś w stronę „kulisów”. Uśmiechnął się i nachylił nieco nad mikrofonem. – Panie i panowie, Draco Malfoy! – dodał jeszcze, a potem zza kotary wyszedł blondyn. Zdrętwiała, nogi jej zmiękły. Oczy przypominały, co najmniej zakrętki od słoików, a usta ułożyły się w literkę „O”. Nie mogła w to uwierzyć! Prawie w ogóle nie słyszała aplauzu, nie widziała, jak wszyscy podnoszą się z miejsc. Siedziała, wpatrzona w Malfoy’a, jakby była zaklęta. To nie mogło się dziać naprawdę. Blondyn uśmiechał się lekko, kłaniając się. Wpatrywała się w jego wysportowane, opięte w idealnie dopasowany garnitur, ciało. Włosy miał krótkie, tak samo jasne jak niegdyś, choć teraz trochę bardziej roztrzepane. A oczy? Oczy były takie jak w każdym z jej snów. Jasnoniebieskie, niemalże szare. Tylko teraz brakowało w nich ciepła, jakie zawsze dostrzegała. Oprzytomniała, gdy arystokrata podszedł do mikrofonu. Wszyscy usiedli, czekając na to, co ma do powiedzenia. Wiedziała, że ludzie nie będą zadowoleni z takiego szefa. Klaskali, bo tak nakazywało dobre wychowanie. Bynajmniej, nie cieszyli się, aż tak bardzo.
-         Dziękuję, dziękuję bardzo. – odezwał się, a jej serce mocniej zabiło. Jego głos był aksamitny, pociągający, z lekką chrypką. Czuła, że robi się jej gorąco. Przypomniały jej się wszystkie sny, każdy po kolei. Pamiętała, jak szeptał jej zmysłowo do ucha. Odwróciła od niego wzrok, choć niewiele to dało. – Wiem, że nie zastąpię Malcolm’a. Któż byłby w stanie? – powiedział, uśmiechając się do staruszka. Nie tak, jak wcześniej. Tym razem gest był prawdziwy, z głębi serca. – Mam nadzieję, że praca z wami będzie udana, że znajdziemy nić porozumienia i sprawimy, żeby ten oto tutaj – wskazał na Strafens’a. – Był z nas dumny. Dziękuję bardzo za przybycie. – dodał jeszcze, a potem przytulił lekko siwego mężczyznę. Chwilę później znikli ze sceny, a po pomieszczeniu rozległa się przyjemna, spokojna muzyka. Muzyka tak różna od tego, co działo się w głowie panny Granger. Chaos, istny chaos i nieład. Miała ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie. Jak najdalej od nowego szefa, jak najdalej od tego wszystkiego. Niespodziewanie do stolika wrócił Malcolm wraz ze swoim następcą. Jej serce ponownie zaczęło walić, jak oszalałe. Nie była gotowa!
     Malfoy czule przywitał Juliette, uśmiechając się do niej szeroko. Potem, chwilę zajęła mu siostra Malcolm’a, Elizabeth i jej mąż, Robert. Hermiona wstała ze swojego miejsca, czekając na najgorsze.
-         Draco, a teraz chciałbym ci przedstawić najlepszą i najwspanialszą sekretarkę, o jakiej każdy prezes może tylko pomarzyć. – powiedział Strafens, a brunetka mimowolnie się uśmiechnęła. Blondyn odwrócił się w stronę dziewczyny i zamarł w bezruchu. Stała przed nim olśniewająca kobieta, która była złudnie podobna do kogoś, z jego przeszłości. Brunetka o orzechowych oczach i niebanalnej urodzie, wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zlustrował ją wzrokiem. Była posiadaczką szczupłej figury, którą podkreślała kremowa sukienka przed kolano z długimi rękawami i niedużym dekoltem. Choć na nogach miała wysokie, czarne szpilki, była o wiele niższa od niego. Powrócił szybko do jej twarzy, próbując sobie przypomnieć, kimże jest ta piękna postać.
-         Draco Malfoy. – powiedział z lekkim uśmiechem, wyciągając do niej dłoń. Zmarszczyła brwi, ale podała mu rękę, którą ucałował.
-         Zgrywasz się? – spytała, obserwując go.
-         Słucham? – zamrugał, nie rozumiejąc, o co może chodzić owej piękności.
-         Pytam się, tłumoku, czy się zgrywasz? – powtórzyła ostrzej. Zmarszczył brwi. Gdzieś już słyszał ten głos. Widział też te oczy. Ciemne, ciskające w niego piorunami.
-         Przepraszam, mam wrażenie, że skądś panią znam, ale nie pamiętam dokładnie skąd. – przyznał. Zaśmiała się, odwracając na chwilę wzrok.
-         Ty naprawdę nie pamiętasz? – bardziej stwierdziła niż zapytała, ale mimo to skinął głową. – No cóż, to pozwól, że ci przypomnę. – odparła, zbliżając się do niego. – Nie uwierzę, że zapomniałeś, jak bardzo zmieniłeś moje życie w piekło. Aż tak mało dla ciebie znaczyłam? Myślałam, że byłam czymś w twoim życiu. Choćby niechcianym epizodem, szlamą, którą trzeba było podręczyć. – powiedziała oschle. Wytrzeszczył na nią oczy, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Przyjrzał się jej jeszcze raz, tym razem uważniej. Faktycznie, miała w sobie coś z tej dziewczyny, którą kiedyś poznał w szkole, ale w życiu by nie powiedział, że to ona! Była piękna, ale zbyt niepodobna do siebie.
-         Granger? – niemalże wyjąkał. – Hermiona Granger? TA Granger? – spytał, nie wierząc własnym oczom. – Cholera, nie spodziewałem się ciebie tutaj!
-         I vice versa, Malfoy. – mruknęła. Zauważyła, że wszyscy już zajmowali swoje miejsce, więc postanowiła pójść za ich śladem. – Usiądziemy? – spytała z czystej uprzejmości. Bynajmniej, najbardziej w świecie chciała teraz od niego uciec. Skinął głową i po chwili oboje zajęli wyznaczone im miejsca.
     Przyjęcie trwało w najlepsze. Goście wirowali na parkiecie, lub zajmowali się luźnymi rozmowami. Tylko ich dwójka siedziała przy stole przez cały ten czas. Ona zdawała się być zamyślona, obecna ciałem, lecz nie duchem. On natomiast przyglądał jej się z zainteresowaniem.
-         Kochani, nie możecie spędzić całego wieczora na siedzeniu przy stole! – powiedział oburzony Malcolm, podchodząc na chwilę do swojej ulubionej dwójki. – Bawić się, ale już!
-         Malcolm, nie sądzę aby był to najlepszy pomysł.. – zaczęła niepewnie brunetka.
-         Tak, tak. Wiem. – przerwał jej twardo. – Nie lubiliście się w szkole, kłóciliście się. Co z tego? Jesteście dorośli! Na parkiet proszę, migiem! – zarządził. – To jest rozkaz, Hermiono. – dodał z uśmiechem. Zaśmiała się pod nosem i niechętnie podniosła z miejsca, a w jej ślady ruszył Dracon. Blondyn podał jej dłoń, która niepewnie ujęła. Zaprowadził ją na parkiet i przyciągnął do siebie, łapiąc ją za talię. Zarumieniła się, czując jego dotyk na swoim ciele. Był taki sam jak we śnie.. Potrząsnęła szybko głową. Nie mogła sobie pozwolić na takie myślenie. Powoli poruszali się w rytm cichej melodii. Przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się cudownym, płynnym tańcem. Draco był doskonałym partnerem. Zapewne uczono go tej sztuki od dnia, w którym się urodził. Kołysali się melancholijnie, nic nie mówiąc, ale żadnemu to nie przeszkadzało. Hermiona upajała się jego pięknym zapachem, a on oddał się swoim rozmyślaniom. Malcolm nie mógł być szczęśliwszy. Gdy tylko piosenka się skończyła, odsunęli się od siebie, a potem udali z powrotem do stolika.
-         Jesteś dobrą tancerką. – pochwalił ją blondyn. Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego nieufnie. Miłe słowa z ust Malfoy’a? To musi być podstęp.
-         Pewnie się tego nie spodziewałeś, co? – prychnęła. – Skoro jestem szlamą, to muszę beznadziejnie tańczyć, tak?
-         Nic takiego nie powiedziałem. – odpowiedział na swoje usprawiedliwienie. – Tylko pochwaliłem twoje zdolności taneczne. Merlinie, mogłabyś po prostu przyjąć komplement! – burknął zdenerwowany. Próbował być miły, ale jak widać, się nie da! Ta przemądrzała Gryfonica zawsze musi go wyprowadzić z równowagi. I jeszcze mówi tak, jakby to wszystko było jego winą!
-         Dobra, już dobra. – mruknęła po chwili. – Dziękuję, ty też jesteś całkiem dobry. – przyznała niechętnie. Blondyn uśmiechnął się głupkowato.
-         Dzięki, Granger. Jestem wzruszony. Właśnie mnie pochwaliłaś! – powiedział wesoło.
-         Ale ty jesteś głupi. – warknęła i podniosła się z miejsca. – Miłego wieczoru.
-         Dokąd idziesz? – spytał, zdziwiony jej zachowaniem. Granger przecież nigdy nie poddaje się tak łatwo! Co się stało z jego Hermioną?
Ona nie jest twoja, pacanie.
-         A co, będziesz tęsknił? – zażartowała, odwracając się w jego stronę.
-         Wątpisz w to?
-         Do zobaczenia za dwa miesiące, przyszły szefie. – rzuciła jeszcze i ruszyła w stronę wyjścia.
Tak, do zobaczenia. 


~*~

Hej. Dzisiaj po prostu miałam ochotę dodać nowy rozdział i tak zrobiłam. Ogólnie rzecz biorąc opowiadanie mam już skończone i napisane, tylko morduję się nad epilogiem, który nie chce mi wyjść tak jakbym chciała. Mam nadzieję, że coś wymyślę. 
Starałam się uważać, żeby nie było błędów, ale nie gwarantuje, że żadnego nie wyłapiecie. :)
Co tam u was? Jak tam matury? Ja na szczęście jestem w drugiej klasie, więc nie mam się czym stresować, poza nadchodzącym zakończeniem roku. Smutno mi jednak, że nie ma już trzecich klas. Tęsknie za niektórymi osobami. 
No ale nie ma się, co martwić. Niedługo wakacje. 

Ściskam, Nusiaa.  

Rozdział I

     Kto by pomyślał, że świat bez Czarnego Pana będzie taki smutny i ponury? Kto by pomyślał, że nic tak właściwie nie ułoży się do końca? Bo, na co oni liczyli? Że Arystokracja, która nie służyła Voldemort’owi, ale wierzyła, w to, co on, zmieni nagle zdanie? Że wszyscy zaczną kochać mugoli i szlamy? Głupie marzenia naiwnych. Nic nie zmieniło się aż tak bardzo, ulice były bezpieczne i to wszystko. Pogarda, wyższość, obrzydzenie. Z tym musiała się spotykać Hermiona Granger, na co dzień, pomimo, że uratowała świat i poświęciła się dla nich wszystkich.
     Powoli, zupełnie bez życia, podniosła się z łóżka. Przeciągnęła się i jęknęła z bólu. Weszła do łazienki, stając przed wielkim lustrem. Spięła włosy do góry i obróciła się powoli. Skrzywiła się na widok sińców i ran. Czuła ból w każdej kończynie swojego ciała. Westchnęła bezradnie. Przemyła twarz wodą i spojrzała w swoje odbicie. Była przeraźliwie blada, wychudzona i zupełnie nieszczęśliwa. Miała sińce pod oczami, a uśmiech, który niegdyś towarzyszył jej, na każdym kroku, zniknął. Oczy, zawsze roześmiane, z ciepłymi iskierkami, były przygaszone, obce. Jakieś, takie nieznane. Wyglądała tragicznie i dochodziła do tego wniosku każdego ranka. Z szafki wyciągnęła dużą kosmetyczkę. Pora zacząć codzienną rutynę..
     Makijaż zdecydowanie dodawał jej kolorów i życia. Mogłoby się zdawać, że po prostu odżywia się niezdrowo, ale nikt nie wpadłby na to, jakim koszmarem jest jej życie. Muśnięte różem policzki, wymalowane oczy, sztuczny uśmiech - wszystko to pomagało w sprawianiu wrażenia szczęśliwej. A gdy ktoś wątpił w jej dobry humor, zapewniała, że to tylko zmęczenie.
Była bezsilna, smutna, wyczerpana.. Miała dość.
     Pracowała w banku Strafens UK. Właściciel Malcolm Strafens po upadku Voldemort'a doszedł do wniosku, że najlepszym biznesem będzie połączenie świata magicznego i mugolskiego. W placówce można z łatwością wymienić galeony na najzwyczajniejsze funty, co według Hermiony było niesamowicie przydatne. Lubiła swojego szefa, był sympatycznym, pogodnym człowiekiem. Pomocnym, ale nie za bardzo dociekliwym. Jeden z niewielu arystokratów, który nie czcił Voldemort'a, a tak właściwie, w ogóle nie brał udziału w wojnie. Doceniał Hermionę, jej pracowitość i upór. Była jego sekretarką, najlepszą, o jakiej mógł marzyć. Zawsze punktualna, w stanie gotowości, lojalna i godna zaufania. Czegóż mógł jeszcze chcieć? Pech chciał jednak, że stary Malcolm postanowił powierzyć swoją firmę zaufanemu człowiekowi, którego tożsamości nikt nie znał. Mówiono, że Strafens zna bardzo dobrze tego człowieka, który obecnie pracuje w jakieś mniej ważnej firmie. Podobno nie chciał on firmy, ale złożył starcowi wieczystą przysięgę, obiecując, że zajmie się jego interesem, kiedy ten nie będzie wstanie pilnować firmy. Owy dzień zbliżał się wielkimi krokami i Hermiona modliła się, żeby jej nowy szef nie był tyranem, ani jej nie zwolnił. Potrzebowała pracy, którą tak ciężko było zdobyć w tych czasach. Jej była idealna. Znała firmę doskonale, personel, w głównej mierze, szanował ją i lubił, a do tego płaca była wysoka. O czym więcej marzyć?
O wolności.
     Cała ta zamiana właściciela była owiana tajemnicą. Nawet Hermiona nie wiedziała, kim jest ten człowiek. Malcolm zostawił załatwienie wszystkiego sobie. Mówił, że jest to ostatnie zadania, ale dziewczyna miała podejrzenia, że po prostu jest to ktoś krytykowany przez społeczeństwo, a Strafens nie chce utraty pracowników. Jej było bez różnicy, kto to będzie, tak długo, jak będzie mogła zachować swoją posadę. Malcolm zapewniał, że nie pozwoli następcy ją zwolnić, ale trudno było w to uwierzyć. Jeśli facet zechce, to po skończeniu umowy z panną Granger po prostu ją wywali na zbity pysk i tyle.
      Hermiona siedziała nad papierzyskami i różnymi umowami, kiedy z gabinetu wychylił się Malcolm.
-         Masz chwilę? – spytał uprzejmie. Brunetka uśmiechnęła się do niego, odkładając papiery.
-         Głupie pytanie. – prychnęła rozbawiona. – Dla szefa zawsze. – dodała, a staruszek roześmiał się, wkraczając do jej królestwa.
-         I to mi się podoba. – przyznał, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Chciałem, żebyś wiedziała pierwsza, że w ostatnią sobotę miesiąca organizujemy bankiet. Obecność jest obowiązkowa. – powiedział, zanim kobieta zdarzyła się wykręcić. Często tak robiła. Strafens był pewien, że po prostu nie lubiła tych przyjęć. Przecież i on za nimi nie przepadał, ale musiał je wydawać. Marketing siła wyższa. Kobieta westchnęła ciężko.
-         No dobrze. A z jakiej okazji? – zagadnęła od niechcenia.
-         Przedstawię wszystkim mojego zastępcę. – odpowiedział z entuzjazmem. Nie mógł się doczekać emerytury. Tak dawno nie miał czasu na siedzenie w ogrodzie z drinkiem, czy bibliotece z dobrą książką. Cholera, on od dawna nawet nie przeczytał do końca żądnej książki. Ciągle brakowało mu czasu. Godziny uciekały mu między palcami. Marzył już tylko o słodkim nieróbstwie. Ufał swojemu zastępcy jak nikomu innemu, wiedział, że da sobie radę.
-         W końcu! – odparła z lekkim zarzutem. Mężczyzna uśmiechnął się niewinnie. – Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taką tajemnicą. – dodała z przekąsem. – Mi mógłbyś powiedzieć, wiesz, że nikomu nie powtórzę.
-         W to nie wątpię. – zapewnił. – Po prostu tak będzie lepiej.
-         Nie będę się już sprzeczać. – skapitulowała i uśmiechnęła się szeroko. – Szef ma zawsze rację.
-         O, i dlatego jesteś moja ulubioną pracownicą! – odpowiedział, od razu rozpromieniony. – I gwarantuje, że będziesz nią dla mojego zastępcy. Ciebie, szkrabie, po prostu nie da się nie lubić.
-         Tylko nie szkrabie! – oburzyła się, choć w jej oczach tliło się rozbawienie.
-         A jak inaczej? Dobrze, ja ci nie przeszkadzam. – rzucił jeszcze, widząc jej minę. Odprowadzony śmiechem Hermiony, zniknął w swoim gabinecie.

     Zmęczona weszła do mieszkania, klucze rzucając na stolik przy drzwiach. Powiesiła torebkę na wieszaku razem z kurtką, a potem rozmasowała obolały kark. Uwielbiała swoją pracę, ale to akurat był jej ogromny i chyba jedyny, minus. Rzuciła pantofle w kąt, a potem weszła do salonu.
-         Nick, jesteś w domu?! – zawołała, rozglądając się. Nie słysząc odpowiedzi, odetchnęła z ulgą. Weszła do kuchni i zrobiła sobie herbatę. W łazience, która znajdowała się obok sypialni, napuściła wody do wanny, rozbierając się. Zanurzyła się w pianie, rozkoszując zapachem olejków i różnych eliksirów. Odprężenie przyszło niemal od razu. Och, jak bardzo uwielbiała magię! Czegoś takiego nie można było doznać za pomocą zwykłych płynów. Eliksiry za to, nie tylko dawały ukojenie, ale także wydzielały cudowny, słodki zapach. Nie moczyła się za długo. Z resztą, była pewna, że zaraz jej spokój zostanie brutalnie przerwany. Nie myliła się też za bardzo. Gdy wytarta i ubrana w jedwabny szlafroczek weszła do sypialni, usłyszała ciche pomruki w salonie. Narzuciła na siebie szybko cienką koszulę nocną i zakładając w pośpiechu puchowe kapcie, wysunęła głowę przez drzwi. Nicolas rozwalił się na dużej kanapie, ręce splatając za głową.
-         Jak było w pracy? – zagadnęła niepewnie, powoli wkraczając do środka. Mężczyzna spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się. Gestem ręki wskazał jej, by podeszła bliżej, co od razu uczyniła. Nie chciała mu się narażać, szczególnie, że nie wyglądał na tak złego, jak zwykle.
-         Dobiłem targu, choć musiałem się nieźle nagimnastykować. – przyznał, gdy Hermiona usiadła mu na kolanach, zarzucając ręce na kark. – Ale dobrze jest wrócić do domu, do ciebie. – dodał, obejmując ją pewnie. Mimowolnie uśmiechnęła się do niego. Uwielbiała chwile jak ta. Uwielbiała, gdy był taki, jak wtedy, gdy go poznała. Brakowało jej tego Nicolasa, ale nie potrafiła mu tego powiedzieć. Bała się i słusznie.
-         Wydajesz się trochę spięty. – powiedziała nagle. – Może zrobić ci masarz? – zaproponowała, a on popatrzył na nią z miłością i czułością, której dawno nie widziała. Pomogła mu pozbyć się koszuli, a potem obeszła kanapę, by móc swobodnie masować mu ramiona. Nick pomrukiwał z zadowolenia. Już kiedyś jej powiedział, że potrafi go odprężyć jak nikt inny. Gdy skończyła, wstał i podszedł do niej, namiętnie całując. Niechętnie oddała pieszczotę. Zaprowadził, a raczej zaciągnął, ją do sypialni. Pchnął ją na łóżko, po drodze ściągając spodnie.
-         Kochanie, jestem trochę zmęczona, a i ty nie wyglądasz najlepiej, może.. – zaczęła łagodnie, gdy pochylił się nad nią.
-         Dla ciebie nigdy nie jestem za bardzo zmęczony. – odpowiedział, wpijając się w jej wargi.
-         Ale jutro wstajemy rano i.. – spróbowała ponownie. Naprawdę nie czuła się na siłach, by cokolwiek z nim robić. Pożałowała, gdy poczuła jego silny uścisk na nadgarstkach. Brunet popatrzył na nią z lekką złością.
-         Jeśli chcę się z tobą kochać, to właśnie to będziemy robić. – oznajmił zimnym tonem, a potem brutalnie ściągnął z niej koszulę. – A mogło być tak miło. – warknął jeszcze, jakby to była jej wina. Potulnie poddała się jego woli. Dotykał ją brutalnie, całował z zachłannością, tak, że aż odbierało jej tchu. Kochali się jak zwykle. Dla niej bardzo boleśnie i długo. Po wszystkim Nicolas udał się do łazienki, a ona jak zwykle narzuciła na siebie piżamę i zwinęła w kłębek, chowając pod kołdrą. Miała ochotę zapłakać nad swoim parszywym żywotem. Dlaczego nic z tym nie robiła? Dlaczego się na to godziła? Słyszała jeszcze jak Nick wrócił do sypialni i pożył się, ale udawała, że śpi. Zacisnęła mocno powieki, modląc się, że sen nadejdzie szybko. Nie mogła się już doczekać, kiedy znowu będzie w pracy. Kiedy oderwie się od niego, choć na chwilę.
     Zasnęła bardzo późno, więc rano była okropnie zmęczona. Wszystko robiła ociągając się. Nicolasa już nie było, z resztą jak zawsze. Stojąc przed lustrem rozmyślała nad snem, który miała w nocy. Nie rozumiała go, nie miał większego sensu. Siedziała nad jeziorem, prawdopodobnie na hogwarckich błoniach. Nie miała pewności, ale okolica zdawała jej się być znajoma. Słonce świeciło radośnie, muskając jej twarz ciepłymi promieniami. Dzień był przepiękny, ale mimo to ona czuła jakąś pustkę w sercu. W pewnym momencie usłyszała skrzypniecie, jakby ktoś nadepnął na suchą gałązkę. Odwróciła się gwałtownie, a jej, dotychczas smutne i jakby martwe serce, zabiło mocniej. Z początku postać przed nią była niewyraźna. Z pewnością był to wysoki mężczyzna o jasnej czuprynie, ubrany w luźną koszulę i beżowe spodnie. Podniosła się z miejsca, otrzepując kwiecistą sukienkę i ruszyła w jego stronę. Z każdą kolejną minutą twarz mężczyzny była coraz bardziej wyraźna, a gdy była przy nim, nie miała wątpliwości, co do jego tożsamości. Stał przed nią, z lekko ironicznym uśmieszkiem przylepionym do twarzy, we własnej osobie, Draco Malfoy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie odczuwała ogromnej tęsknoty, a jej serce nie tłukło się w klatce piersiowej jak szalone z radości, jaką odczuwała. Gdy tylko przyjrzała się mu uważnie, wpadła w jego ramiona. Blondyn przycisnął ją mocno do siebie z westchnieniem rozkoszy. Chwilę trwali w uścisku, kiedy wreszcie brunetka zadarła głowę do góry i spojrzała mu w roziskrzone, niemalże szare, oczy. Jesteś – szepnęła, uśmiechając się, a on odwzajemnił gest. Nachylił się nad nią, a wtedy cały obraz się rozpłynął. Nie rozumiała, co mogło to oznaczać. Nie miała pojęcia, o co mogło chodzić, ale musiała przyznać, że delikatność Malfoy’a, była cudowną odmianą po tym, co przeżyła poprzedniej nocy, jak i prawie każdej innej. Przytulał ją z taką delikatnością, że niemal czuła się kochana. Gdy rano wstała, miała wrażenie jakby nadal trzymał ją w objęciach. Tłumaczyła sobie to tym, że pewnie Nick wtulił się w nią w nocy, ale przecież doskonale wiedziała, że jego dotyk raczej przyprawia ją o mdłości. Westchnęła ciężko, wychodząc do sypialni. Nie mogła sobie teraz zawracać tym głowy. Niedługo miała być w pracy.




~*~

Dzień dobry. A więc tym oto pierwszym rozdziałem witam was na moim nowym blogu. Jeszcze nie jestem pewna, ale chyba będę tu wrzucała więcej niż jedno opowiadanie, ale to jak skończę to. 
Co do historii.. trochę ciemna, trochę inna. Wiem, ze wiele osób mogłoby się sprzeczać z całą koncepcją i w ogóle. Słaba Hermiona? Nagle sny o Malfoy'u? Taki jest mój pomysł i jak komuś się nie podoba, to nie zmuszam do czytania :)
Opowiadanie nie będzie długie, przewiduje 10 rozdziałów + epilog, czy coś w tym stylu.
W każdym razie, witam serdecznie wszystkich czytelników. Jeśli ktoś ma konto na blogspocie, to zapraszam do obserwowania. Na gadu informować nie będę, ponieważ takowego już nie posiadam. Nie sądzę jednak, że będzie to potrzebne. Będę gdzieś w okienku z boku pisała kiedy planuje dodać kolejny rozdział ;3  
Spotkałam się na kilku blogach z zakładką "zapowiedzi", więc jakbyście byli zainteresowani takową zakładką to piszcie, dodam ;3 
No, to by było na tyle. Mam nadzieję, że was nie zawiodę tą historią. Dawno niczego nie publikowałam.

Ściskam, Nusia.

Polecasz?


Wszelkie linki do swoich opowiadań proszę zostawiajcie tutaj. Pod rozdziałami chcę czytać komentarze, wasze opinie, a nie zaproszenia na jakieś blogi. 

Rozdziały


Zapowiedź


Zapowiedź Epilogu:

Już wkrótce.

 

Bohaterowie

HERMIONA JEAN GRANGER
"Hermiona-Wiem-To-Wszystko-Granger umarła razem z wszystkimi poległymi w ostatecznej bitwie o Hogwart."



DRACON LUCJUSZ MALFOY 
 "Młody, o wiele przystojniejszy, silniejszy, z ogromnym majątkiem i inteligencją."

 
NICOLAS STEFAN DELAFOE
"Każdy cios bolał i jego, każda uroniona przez nią łza, była jak sztylet wbity w serce. A jednak nie umiał inaczej."


O Autorce

     Trochę mi zajęło wymyślenie, co by tu napisać. Co chwilę coś bazgrałam, żeby zaraz to skreślić. Porażka. Nigdy nie byłam dobra w mówieniu o sobie. Ale raz się żyje, nie?
     Jestem Nusiaa.Wiem, nick nie wydaję się być zbyt interesujący, ale ma dla mnie znaczenie sentymentalne. Pochodzi od milusińskiego zdrobnienia mojego imienia, którego nienawidzę. Na szczęście moja agonia skończyła się w podstawówce, gdy moje koleżanki skróciły to do Nusiaa i tak zostało.
     Mam już osiemnaście lat. Yupi! Niektórzy mówią, że wyglądam na młodszą, choć większość, że wręcz przeciwnie. Raz nawet ktoś się ze mną spierał i zarzucał mi, że kłamię, bo na pewno nie mogę być taka młoda. Thanks, bro.
     Jestem dość szaloną, roztrzepaną dziewczyną. Gdy jestem w swoim towarzystwie jestem rozgadana, energiczna i wszędzie mnie pełno. Dlatego wszystkich dziwi to, że przy nieznajomych zamieniam się w cichą, szarą myszkę, która się boi, że zostanie zauważona. 
     Uważam się mimo wszystko za skrytą osobę. Nie mówię ludziom wszystkiego, mam wiele sekretów. Nawet najbliższe mi osoby nie znają mnie całkowicie. Spotkałam się z wieloma nieprzyjemnymi reakcjami na moje pasje ze strony ludzi, dlatego wolę niektóre przemilczeć. Broń Boże, w życiu z nich nie zrezygnuje, ale nie lubię, gdy ktoś śmieje się i kpi z czegoś, co kocham. Trzymam też dla siebie moje sercowe sprawy. Nie lubię mieszać innych w moje uczucia. To moja sprawa, nikt obcy nie musi wiedzieć, co kryje moje serce.
     Oprócz tego uważam się za dobrą przyjaciółkę. Zawsze jestem obok, zawsze chętnie pomogę, można mi zaufać i dobrze się przy mnie bawić. Potrafię się poświęcić dla kochanych mi osób i staram się, by nigdy ich nie zawieść.
     Wprawdzie za rok kończę liceum, ale jeszcze nie mam dla siebie określonej ścieżki. Jest tak wiele różnych rzeczy, które chciałabym robić. Moje plany ciągle się zmieniają. Jeszcze w gimnazjum razem z tatą uznałam, że najlepiej będzie pójść na studia dziennikarskie. Myśleliśmy o różnych kierunkach w tej dziedzinie. Tata chciałby, żebym zajęła się dziennikarstwem związanym z polityką, uważa, że przydałby się ktoś prawdomówny w świecie show biznesu. Ktoś kto pokazywałby jak jest naprawdę. Ja jednak wolę trzymać się od polityki z daleka. Bardziej marzyło mi się być dziennikarką podróżniczą. Zwiedzanie pięknych miejsc, poznawanie wiele niesamowitych kultur. Świat jest taki wielki, a ja tak mało o nim wiem. Równocześnie chciałabym też napisać książkę. Nie wiem jeszcze o czym, ale głowę mam pełną pomysłów. 
    Jakiś czas temu odkryłam w sobie też talenty fryzjerskie, kosmetyczne. Kręci mnie to, interesuje. Lubię uczyć się nowych fryzur, nowych sposobów na makijaż, czytać różne ciekawostki. Interesuje mnie też moda. Czytam, obserwuje, co jest teraz na topie, co będzie modne za jakiś czas. Niektórzy mówią mi, że mogłabym też zając się modelingiem. Mam doskonały wzrost, wystarczy tylko trochę zrzucić i do dzieła, ale ja uważam, że nie mam twarzy, żeby nadawać się na modelkę. Dziewczyna z okładek gazet powinna być piękna, a ja jestem tylko przeciętna.
     Co do pisania.. Myślę, że zaczęłam pisać w 2010 roku. Sama nie jestem pewna.. Przynajmniej wtedy potraktowałam to jako coś więcej niż zabawę. Lubię to robić, sprawia mi to ogromną przyjemność. Podoba mi się to, że mam władzę nad czyimś losem, że mogę stworzyć swój własny świat. 
     Pierwsze moje opowiadanie było związane z Demi Lovato i braćmi Jonas. Miałam wtedy hopla na ich punkcie. Jestem pewna, że Camp Rock widziałam co najmniej dziesięć razy. Jednak moja miłość do nich powoli zgasła. Do Jonasów, bo Demi tylko umocniła się jako moja idolka. Nie koniecznie widzę siebie piszącą o niej, ale zdecydowanie ma miejsce w moim życiu. Moim zdaniem jest inspirującą postacią i ludzie powinni bardziej ją doceniać.
     Fanfickami potterowskimi zainteresowałam się chyba jakiś rok temu, może trochę więcej. Wcześniej je omijałam, jakoś nie bardzo mnie interesowały. Pamiętam doskonale pierwsze opowiadanie o Dramione, które przykuło moją uwagę. Było to I Believe In A Thing Called Love autorstwa Kitiary. Wtedy wpadłam w dramionowy szał. Zaczęłam czytać jej opowiadania, potem znalazłam historie innych autorek, a potem zapragnęłam o nich pisać. Zafascynowała mnie ta idea zakazanej miłości. Podobało mi się, jak jest pokazana cienka linia między nienawiścią, a miłością. 
     Wtedy też zaczęłam czytać inne paringi, które niegdyś zdawały mi się okropne. Dajmy na to Sevmione? Kiedyś myślałam A fe!, a teraz? Teraz bardzo chętnie czytam o nich coś dobrego.
     Ostatnim jednak działem fanficków, które polubiłam jest Naruto. Stało się to dość niedawno, kilka miesięcy temu. Pamiętam jednak, że oglądałam go w telewizji gdy byłam młodsza. Jakiś czas temu wpadłam na ciekawie opowiadanie z rodzaju Sasusaku i wciągnęłam się. Było niesamowite. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki pisała autorka i cała historia była świetna. Potem znalazłam inne dzieła tejże autorki i tak zrodziła się moja miłość do tego paringu. Niestety nie widziałam wiele naprawdę dobrych opowiadań z nimi związanych, a szkoda. Myślę, że jednego dnia odważę się i też coś o nich napiszę, ale to jeszcze nie teraz.
     

Kontakt
 nusiaak@gmail.com

 Tak, to-to na zdjęciu to ja :)