Rozdział III


     Była głupia, że się tam pojawiła. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Że pójdzie i nic złego się nie wydarzy? Jasne! Gdy tylko następnego dnia Nicolas wszedł do mieszkania zaczęło się prawdziwe piekło. Najpierw tylko krzyczał, potem doszła do tego przemoc. Najpierw tylko bił, dopiero potem dobył różdżki. Wtedy zaczęła się prawdziwa katorga. Nie pamiętała dokładnie, jakimi zaklęciami w nią rzucał. Z resztą, jakie to miało znaczenie? Jej wiedza nie zmieniłaby faktu, że wiła się z bólu, płacząc i krzycząc. Gdy już myślała, że Delafoe przestał, ten złapał ją mocno w za nadgarstki i podniósł do góry. Zaczął ją całować, jak zwykle, bardzo brutalnie i nachalnie. Nawet nie próbowała się wyrwać, nie było warto. Próbowała złagodzić ból myślą o Malfoy’u, ale nie potrafiła. Zbyt trudno było wyobrazić go sobie teraz, kiedy odczuwała ten okropny ból. Z resztą, to on był powodem tego wszystkiego. A raczej oni oboje. Ich zdjęcie było na okładce wszystkich czarodziejskich i mugolskich gazet. Nawet nie zwróciła uwagi na reporterów, którzy tylko czekali na jakiś ruch ze strony Malfoy’a. No i doczekali się. Z bólem zniosła wszystko, co robił jej narzeczony. Nigdy przedtem nie przeżyła takiego piekła. Sama dziwiła się, skąd łzy, które nieustannie spływały po jej policzkach. Czy nie wyczerpała już życiowego limitu? Postanowiła nie myśleć więcej o blondynie, odepchnąć go w najciemniejszy, najmniej odwiedzany zakamarek swojej głowy. Ale czy mogła? To nie było przecież takie proste..
     Kolejne dwa miesiące zleciały jej na ciężkiej pracy i przygotowaniach do zmiany prezesa, a oprócz tego na nieprzyjemnościach w domu. Jak wcześniej jakoś im się zaczęło układać, tak wszystko teraz zostało zniszczone. Jej szczęście runęło jak domek z kart. Ale czy ona była szczęśliwa? Nie, po prostu nie była już tak często maltretowana, a to dawało jej, jako takie szczęście. Dni przelatywały jej przez palce. Nie chciała, żeby Malcolm odchodził. Modliła się w duchu, że to zwykły, głupi żart, ale nic z tego. Decyzja została podjęta. Lada chwila to Draco Malfoy miał zostać jej przełożonym. Była pewna, że nie zagrzeje w firmie miejsca na dłużej. Z pewnością będzie chciał ją wywalić, jak najszybciej. Gdy tylko jej umowa z firmą straci ważność, wyleci. Nawet nie miała nadziei na to, że przedłuży współpracę. Przecież to było zupełnie nierealne.
     W końcu nastał ten smutny dzień, którego Hermiona straszliwie się obawiała. Ostatni dzień Strafens’a w pracy, a tym samym, czas wprowadzenia Malfoy’a w życie firmy. Denerwowała się i to jak cholera. Próbowała się zająć wszystkim, byle by nie myśleć o mężczyźnie, ale było to trudniejsze niż myślała, tym bardziej, że Malcolm postanowił, że ona zajmie się gościem razem z nim. Zaprotestowała, tłumaczyła się nawałem pracy, ale prezesa nic nie obchodziły jej wymówki. W końcu postawił na swoim. Brunetka siedziała w jego gabinecie jak na szpilkach, wyczekując godziny dziesiątej. Sama nie wiedziała, czy bardziej była podekscytowana, czy zdenerwowana. Niespełna pięć minut po czasie, w pokoju rozległo się pukanie. Jakby z oddali słyszała niewyraźny głos Malcolm’a, który oznajmił gościowi, że może wejść. Drzwi się otworzyły, a próg gabinetu przekroczył przyszły prezes. Hermiona nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że wstrzymała oddech. Wpatrywała się w niego intensywnie. Ubrany był w jasne, beżowe spodnie i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Włosy miał roztrzepane, zupełnie jakby w ogóle się nimi nie zajął po kąpieli, a na jego ustach krążył lekki, trochę ironiczny uśmieszek. Podniosła się, gdy tylko Malcolm przywitał się z następcą.
-         Dzień dobry. – przywitała się uprzejmie, skinąwszy na niego głową.
-         W rzeczy samej, bardzo dobry. – odpowiedział, łapiąc jej dłoń, którą zaraz pocałował. Zaskoczył ją. Była pewna, że zacznie się od kłótni, wyzwisk, czy chociaż ironii z jego strony. Przecież Malcolm doskonale wiedział, jak jest między tą dwójką. Była pewna, że zwariowała, że sobie to wszystko wyobraziła. A jednak, Malfoy nadal stał przed nią, niestety, już nie trzymając jej dłoni w swojej. – Od czego zaczynamy? – spytał blondyn, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.
-         Myślę, że na początek Hermiona oprowadzi cię po firmie. – odparł staruszek, siadając z powrotem za biurkiem i uśmiechnął się do ulubionej dwójki. – No dalej, młodzieży, idźcie się zabawić. – dodał wesoło.
-         Bardzo zabawne. – obruszyła się Hermiona. – Zapraszam za mną, panie Malfoy. – powiedziała, tym razem w stronę blondyna. Posłusznie za nią ruszył, nie odmawiając sobie przyjemności, jaką niewątpliwie było przyglądanie się jej zgrabnej figurze i pośladkom. Musiał się powstrzymać, by nie rzucić jakiegoś głupiego komentarza w jej stronę.
-         Panie Malfoy? – spytał za to, kiedy byli już w jej królestwie. – Możemy chyba pominąć wszelkie formalności, prawda? Dobrze się przecież znamy.
-         Mam inne zdanie na ten temat. – odparła, odwracając się w jego kierunku. – Z resztą, będziesz moim szefem, nie kolegą. – dodała stanowczo, więc uniósł ręce w geście obronnym. Nie, to nie. Przynajmniej próbował. – To jest moje biuro, jak się domyślasz. Będę tu przez większość czasu, więc jeśli wpadniesz na pomysł, bzykania jakiejś ładniutkiej pracownicy u siebie, to znajdź proszę, jakiś schowek. – rzuciła z niesmakiem. Tak właściwie nie chciała, by bzykał kogokolwiek. W schowku, w gabinecie, czy gdzieś indziej. Potrząsnęła głową. To były głupie sny. Nic nie znaczące wymysły. To, że był jej odskocznią i ratunkiem nie znaczy, że będzie nią teraz.
-         Po co mi, jakieś tam pracownice, jak mam gorącą sekretarkę? – odpowiedział z filuternym uśmiechem, podchodząc do niej. Zatrzymała go gestem ręki.
-         Mam narzeczonego, Malfoy. – powiedziała stanowczo, a przynajmniej próbowała. Prawda była taka, że nogi jej zmiękły na widok jego uśmiechu, na dźwięk głosu i na samą myśl o tym, że mógłby ją teraz dotkać, czy pocałować, jak w jej snach. Szybko odrzuciła od siebie te myśli. Powinna się skupić! – Chodźmy dalej. – zarządziła, nie patrząc na niego. Tak będzie najlepiej. W ogóle nie będzie utrzymywała z nim kontaktu wzrokowego, albo najlepiej nałoży mu torbę papierową na głowę. Tak, to jest dobry pomysł.
     Gdy tylko skończyli swoją wyczerpującą podróż, wrócili do gabinetu Strafens’a. Staruszek uśmiechnął się na ich widok. Przywołał Dracona do siebie, pozwalając brunetce trochę odetchnąć. Hermiona rozsiadła się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie i zrzuciła obcasy na ziemię. Rozpuściła też długie włosy, przeczesując je palcami. Odetchnęła z rozkoszą. Zazwyczaj jej praca nie wymagała chodzenia po firmie, a jak już gdzieś szła, to niedaleko. Jeden raz chyba tylko obeszła wszystkie działy, w dniu swojego zatrudnienia. Czując na sobie czyjś wzrok, podniosła głowę. Malfoy opierał się o blat biurka, jednak w ogóle nie interesowało go to, co miał mu do pokazania Malcolm. Staruszek również zauważył brak skupienia u zastępcy, więc powiódł za jego wzrokiem. Uśmiechnął się lekko.
-         Hermiono, czy mogłabyś nie rozpraszać nowego szefa? – spytał rozbawiony. Panna Granger porządnie się zarumieniła i usiadła prosto jak struna.
-         Nie miałam takiego zamiaru. – odpowiedziała na swoja obronę.
-         Nie wątpię. – przytaknął staruszek. – Może zrób nam kawę, hm? – zaproponował. – Przynajmniej na chwilę oderwę jego wzrok od ciebie. – dodał, poklepując Malfoy’a po policzku. Blondyn oburzył się i przetarł miejsce, które zetknęło się z dłonią Malcolm’a. Hermiona zachichotała i podniosła się z kanapy. Nie kłopotała się ubieraniem z powrotem szpilek, tylko od razu podeszła do ekspresu do kawy, który miał swoje miejsce w odległym kącie gabinetu. Nuciła pod nosem, przygotowując kawę dla siebie i pozostałej dwójki. Jedną, nie za mocną, dla Malcolm’a i dwie czarne, gorzkie. Nawet nie zapytała Draco jaką kawę lubi. Zrobiła ją odruchowo, jakby nie był to pierwszy razy. Jakby doskonale wiedziała, czego chciał. Położyła kubki na tackę i ruszyła w stronę biurka. Podała obojgu napój bogów, a potem klapnęła na fotelu przed nimi. Upiła łyk czarnej ambrozji, nie zwracając uwagi na obu panów.
-         Hm. – mruknął Malfoy, odsuwając od siebie kubek. – Teraz chyba wiem, co miałeś na myśli, mówiąc najlepsza i najwspanialsza sekretarka. – powiedział, marszcząc lekko brwi. Pozostała dwójka spojrzała na niego, trochę zdziwiona. – Kawę to ona parzy doskonałą, a nawet nie zapytała, jaką lubię. – wyjaśnił. Malcolm zaśmiał się wesoło, powracając do pokazywania mu czegoś w laptopie, a brunetka ponownie się zarumieniła. Cholera, czy ona nie myśli? Może jeszcze mu powie, że gdy bardzo boleśnie kocha się z narzeczonym, to wyobraża sobie jego? Co za idiotka!
     Do domu wracała o tej samej porze, co zwykle. Codzienna rutyna. Weszła cichutko do mieszkania i upewniła się, czy narzeczonego jeszcze nie ma. Nie było. Odetchnęła z ulgą i skierowała się do łazienki. Długa kąpiel jak zwykle pomogła na skołatane nerwy. Wypiła dwie lampki wina, dla poprawy humoru. Udało się od razy, bo głowę przecież miała koszmarnie słabą. Nie pamiętała kiedy Nicolas wrócił do domu. Nie był w humorze, ale widząc ją, pod lekkim wpływem, uśmiechnął się. Zawsze lubił, gdy trochę wypiła. Łatwiej ulegała i była potulna. W gruncie rzeczy nie lubił jej krzywdzić. Każdy cios bolał i jego, każda uroniona przez nią łza, była jak sztylet wbity w serce. A jednak nie umiał inaczej. Tylko to znał, tego się nauczył w swoim życiu. Nie potrafił inaczej jej traktować. Dlatego wolał, gdy była posłuszna. On nie musiał sprawiać im bólu, ona nie była taka smutna, nie cierpiała. Pozornie, oboje coś na tym zyskiwali.
     Weekendy zazwyczaj mają to do siebie, że mijają szybko i człowiek musi powrócić do szarej, smutnej rzeczywistości. Z nią zawsze było trochę inaczej. Weekendy były zazwyczaj najmniej przyjemnym czasem, w całym tygodniu. Czterdzieści osiem godzin z Nick’iem nie były najlepszą perspektywą. Ten weekend minął jej jednak, znacznie za szybko, a to dlatego, że tak bardzo nie chciała poniedziałku. Bała się, nie wiedziała, czego oczekiwać. W końcu od początku tygodnia, to Draco miał zajmować się firmą. Malcolm przez jakiś czas będzie go kontrolował, czasem wpadnie do biura, ale w gruncie rzeczy, to Malfoy rządził firmą. Najgorsze jednak w tym wszystkim miało być to, że będzie go widywała codziennie, przez kilka godzin. Może jeszcze nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że znowu siedział w jej głowie. Zamykając oczy widziała jego przed sobą, mimo, iż nie próbowała. Teraz to on wkradał się do jej myśli nieproszony. Próbowała o nim zapomnieć, wymazać z pamięci wszystkie sny, ale nie potrafiła. On ciągle wracał. Była już nawet gotowa, za pomocą magii wyrzucić wspomnienia o nim, ale nie umiała. Ręka jej drżała, straciła nad nią jakiekolwiek panowanie. Niewykonalnym było pozbycie się tego łajdaka, więc musiała się przyzwyczaić do faktu, że będzie go ciągle widywać.
     Rankiem robiła wszystko powoli, niechętnie. Odwlekała wyjście na ostatnią chwilę, choć, co jakiś czas zerkała na zegarek, aby się nie spóźnić. Przygotowania, które zazwyczaj szły jej sprawnie, trwały znacznie więcej niż powinny. Niby przypadkiem zapomniała telefonu z szafki nocnej, czy portfela, z wczorajszej torebki. Ostatecznie i tak wyszła z domu z dużym zapasem czasu. Postanowiła, że przejdzie się, bo przecież nie miała, aż tak daleko. Specjalnie wybrała drogę przez park, ciesząc się porannymi promieniami słońca. Niedługo miało nadejść lato. Westchnęła ciężko. Niegdyś nie lubiła go, bo była z daleka od Hogwartu, potem pokochała wylegiwanie się i słodkie nic nieróbstwo, ale teraz.. Teraz w ogóle nie lubiła tej pory roku. Zazwyczaj chodziła w luźnych, ale dłuższych ubraniach, ukrywając liczne sińce na skórze. Zazdrościła tym wszystkim pięknym pannom, które mogły chwalić się swoimi figurami i zdrową, piękna opalenizną, podczas, gdy Hermiona była zupełnie blada. Żałowała, że nie może swobodnie wylegiwać się na plaży, czy nosić bluzki odsłaniającej pępek. Kiedy na imprezach wszyscy się bawili, ona naciągała mocniej sukienkę, chcąc uniknąć niezręcznych pytań. Co się stało, Hermiono? Skąd ten siniak? – pytaliby. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Czasem dziwiła się sobie, że w dalszym ciągu trwa przy Nicolas’ie. Gdzie podziała się ta odważna Gryfonka, która nie da sobie w kaszę dmuchać? Nie wiedziała. Hermiona-Wiem-To-Wszystko-Granger umarła razem z wszystkimi poległymi w ostatecznej bitwie o Hogwart. Dalej dążyła do tego, by być najlepszą. Ciągle walczyła o swoje marzenia, ale w jej staraniach było coś.. obcego. Nie cieszyła się już z najdrobniejszej rzeczy, nie przywiązywała takiej uwagi do szczegółów, jak niegdyś. Prawdziwą radość sprawiały jej ogromne przetargi, do których się przyczyniła, ale już nie radowała się tak z powodu najmniejszej pochwały ze strony szefa. Uśmiech, który zwykle jej towarzyszył był sztuczny, wymuszony. Była wypruta z pozytywnych emocji. Nie pamiętała, kiedy tak naprawdę czuła się szczęśliwa. Jej życie było monotonne, nudne. Codziennie to samo. Praca, powrót do domu i Nick. Nic więcej. Nie walczyła o szczęście jak dawniej, nie brała go garściami. Straciła entuzjazm, który w sobie miała. Straciła prawdziwą Hermionę. 


~*~

No hej. Miało być wczoraj, ale jakoś nie wyszło. Szybko się jednak rehabilituje i proszę, oto jest kolejny rozdział.  Współczujecie Hermionie? Ja bardzo. Ciężko sobie wyobrazić, że ta silna, przemądrzała Granger daje sobą tak pomiatać, prawda? Ale czego można się spodziewać? Nie miała już przy sobie dwóch wiernych przyjaciół, którzy zawsze jej chronili. Nie było nikogo kto by wyciągnął do niej pomocną dłoń? A może jest? A może Nick w końcu się zmieni? A może przerwie jej katusze i po prostu ją zabije? Przesadzi? Tego dowiecie się za jakiś czas :D hihi
Mam już dość szkoły. Boże, nie wiem kto to wymyślił. -.-
Ogólnie jest smutno, nudno, bez zmian. Było coś, nie ma nic.. Faceci są do kitu. Czekam na przyjazd mojego ukochanego przyjaciela. Potrzebuję znaleźć się w jego ramionach jak najszybciej! 
Nigdy nie zrozumiem facetów i ich toku myślenia. Niby to my jesteśmy skomplikowane, a to oni wodzą nas za nos i dają fałszywe nadzieje. Myślą, że wiedzą wszystko, że każda kobieta jest taka sama. Gówno prawda. Nie wiedzą nic. 
Ech, nie truję. Życzę miłego weekendu. 

Ściskam, Nusiaa.

3 komentarze:

  1. ohhh. cudownie ;p
    chce więcej ;)
    pozdrawiam, Antidotumm

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem, czemu masz tak mało komentarzy.
    Piszesz naprawdę dobrze, a przy tym (prawie) nie robisz błędów, które rażą mnie w innych fanfiction.
    Fajnie wykreowałaś Hermionę, która nie jest pustą panną, spędzającą czas na makijażu i ubranich - a takich tekstów jest coraz więcej :/
    Nie lubię Nicolasa. Damski bokser, może mający jakieś skrupuły - w co wątpię. Myślę, że Hermiona już niedługo od niego odejdzie, by wpaść w ramiona Draco.
    Właśnie, Draco. Zachowuje się poprawnie, nie obraża byłej gryfonki, jest taki nie draconowaty. Oczywiście wychodzi mu to na dużego plusa!
    Podobała mi się scena z rozpraszaniem Dracona - oby było ich więcej ;)

    Ogółem bardzo mi się podoba twój tekst. Nie jest przesłodzony, postacie są wykreowane genialnie, a ja nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
    Pozdrawiam i niecierpliwie czekam, Daria :)
    PS. Przepraszam, jeżeli w mojej wypowiedzi pojawiły się błędy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niech ona się w końcu otrząśnie i od niego odejdzie, choć konsekwencje dla opowiadania były by przerażające, wydaje mi się ze wiele by straciło ze swojej oryginalności

    OdpowiedzUsuń